poniedziałek, 30 czerwca 2014

Dyspozycje dla Służby Zdrowia

Oświadczenie dla Służby Zdrowia

Myślę, że wielu myślącym osobom przyda się zaproponowana przeze mnie wersja „Dyspozycji i pełnomocnictwa w sprawie opieki zdrowotnej”. „Sprawę krwi” omówiłem szczegółowo tutaj.
Dyspozycje” zaproponowane przez WTS są nie do przyjęcia, z drugiej zaś strony wiele osób chciałoby mieć poczucie, że w razie utraty przytomności ich wola w sprawie metod leczenia zostanie uszanowana. Wychodząc naprzeciw takim potrzebom, zaprojektowałem „strawną” wersję „Dyspozycji”. Oczywiście każdy musi indywidualnie zadecydować o jej formie i treści, ale - być może – moja propozycja ułatwi – po ewentualnych osobistych modyfikacjach – skonstruowanie czegoś, co będzie można nosić w kieszeni bez obawy o utratę życia na życzenie organizacji w wypadku np. utraty przytomności. „Dyspozycje” można wydrukować dwustronnie i po złożeniu w ósemkę” (z tytułem „na wierzchu”) trzymać w kieszeni.





Ciekaw jestem opinii Czytelników... Piszcie śmiało komentarze!

Uwaga dodatkowa:
Aby wydrukować oświadczenie, należy najpierw skopiować oba obrazki na dysk twardy komputera. 

czwartek, 26 czerwca 2014

38 milionom Polaków grozi Gehenna!

W niedzielę 19.05.2013 roku w zborach Świadków Jehowy odtwarzano trzy przemówienia (w języku angielskim, z tłumaczeniem na polski) tzw. "ważnych braci", w tym nasłanego na Nadarzyn w ubiegłym roku aż z dalekiej Australii Anthony Morrisa. Nuda, która wyzierała z owych wykładów, nie byłaby może warta skomentowania, gdyby nie kilka nadal z powodzeniem stosowanych chwytów, mających utrzymać fan-club WTS w ślepym posłuszeństwie i fałszywym poczuciu bezpieczeństwa. Nie brakło więc powtarzanych od lat komunałów typu "żyjemy w raju duchowym"; "mamy cudowny pokarm duchowy" itp. Szef polskiego oddziału korporacji (może wypadałoby już nauczyć się trochę polskiego...) przedstawił kuriozalne omówienie 35 rozdziału księgi Izajasza, w którym "gościniec" z tego rozdziału, po którym kroczą oczywiście tylko Świadkowie (choć mają uważać, aby z niego nie zbaczać!) przeciwstawił "reszcie świata" kroczącego po jałowej pustyni. W tym kontekście zalecił wzmożenie działalności głoszenia, jako że w przeciwnym wypadku 38 milionów Polaków może trafić do Gehenny! Mają oni jednak szansę przyjść na zebranie do Sali Królestwa, które to sale jednak muszą w związku tym być większe niż dotychczas, aby owe miliony miały gdzie się pomieścić. Toteż mimo spadku zborów o ok. 400, obwodów o 23 i okręgów o 2, odnotowano w Polsce nowe najwyższe we wszystkich obszarach działalności. Jest dobrze, będzie lepiej - jak mówiono w PRL-u.
Drugi z mówców, z Kanady, obwieścił na podstawie 5 rozdziału Ewangelii wg Łukasza, że zarzucenie przez Piotra i jego przyjaciół sieci na polecenie Jezusa, mimo poprzedniego niepowodzenia połowów, było usłuchaniem obcego dla nich człowieka (sic!) Mówca "zapomniał", że po drodze Jezus uzdrowił teściową Piotra i wiele innych osób, wypędził demona i dokonał innych cudów (o czym można przecież przeczytać w 4 rozdziale tej samej Ewangelii), a także o tym, że apostoł Piotr zwracał się do tego rzekomo "obcego człowieka" słowem "Mistrzu".
Jakiemu celowi miało służyć to ewidentne, typowe dla strażnicowych krętaczy,  przekręcenie Słowa Bożego? Otóż mówca "wyjaśnił", że tak jak apostołowie posłuchali "obcego" dla nich Jezusa, tak świadkowie Jehowy mają stosować się do wskazówek rzeczywiście obcego dla nich Ciała Kierowniczego. Tę "rajską" retorykę nagrodzono gromkimi brawami. Wobec tak "powalających" argumentów szkoda nawet wspomnieć o "stałych fragmentach gry", które również wystąpiły w tym "cudownym" przemówieniu, takim jak poniżanie wyższego wykształcenia i stawianie go w wymyślonej przez Brooklyn opozycji do "wiedzy o Jehowie", czy przedstawianie rezygnacji apostoła Pawła z wysokiej pozycji w religijnej hierarchii jako synonimu rezygnacji z dzisiejszego wykształcenia uniwersyteckiego.
W trzecim przemówieniu jeszcze jeden gość z zagranicy skoncentrował się na wywodach o "skarbach", omawiając werset z Ewangelii Łukasza 12:34 i jemu pokrewne. I tu nie zabrakło kuriozalnych wniosków, np. przeciwstawiano wielokrotnie "wiedzę o Jehowie" wiedzy naukowej, jak gdyby przedmiot jej badań dotyczący np. praw fizyki, natury czy struktury Kosmosu itd. był czymś abstrakcyjnym. Mówca znów "zapomniał", że apostoł Paweł w 1-szym rozdziale Listu do Rzymian, wersetach 19 i 20 napisał o tych, którzy zajmują się badaniem dzieł stwórczych (BT):

To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

To, co ktoś czyni z wiedzą o Bogu, to zupełnie inny temat. W następnych wersetach (21 i 22) można przeczytać:

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi.

Jest szereg ludzi nauki, którzy wierzą w Boga i inni, którzy w Niego nie wierzą. Ale to nie zmienia faktu, że dopóki uczciwie podchodzą do swoich badań i ich rezultatów, zajmują się wiedzą o Bogu!


Podobnie jest wielu ludzi, którzy zajmują się studiowaniem Pisma Świętego, choć nie u wszystkich prowadzi to do wiary. Póki to jednak czynią, zajmują się wiedzą o Bogu, przynajmniej patrząc na to z punktu widzenia człowieka wierzącego, za jakich przecież uważają się Świadkowie Jehowy! Czemu więc maja służyć pokrętne wywody przedstawiane w wykładzie? Oczywiście zniechęcaniu do poszerzania wykształcenia. Lęk przywódców WTS przed myślącymi członkami społeczności najwyraźniej się nasila. Jak widać po niedzielnych przemówieniach zawiadowcy ci nie mają nic ciekawego do zaoferowania słuchaczom i czytelnikom. Zamiast wnikliwego i uczciwego badania Prawdy i przyznania innym prawa do wyciągania wniosków niekoniecznie identycznych ze strażnicowymi, przywódcy ciągle stosują wypróbowane metody wzbudzania u swoich fanów wyrzutów sumienia przez dawanie im do zrozumienia, że ciągle czynią zbyt mało "dla Jehowy", okraszając te "zachęty" propagandą sukcesu i mrzonkami o "raju duchowym" i jedynie słusznej "organizacji Bożej".

Obalanie mitów - część 2 - Po tym poznają...

Towarzystwo Strażnica bardzo chętnie podkreśla w swoich publikacjach rzekomy fakt posiadania "znaku rozpoznawczego" prawdziwych chrześcijan, tj. miłości, twierdząc, że tylko Świadkowie Jehowy znakiem tym się wyróżniają. Najczęściej na dowód tego twierdzenia przytaczana jest neutralność członków społeczności i - rzeczywiście godna szacunku - zdecydowana postawa w sprawie szkolenia się do wojny i stosowania przemocy. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę codzienne życie - nie warunki ekstremalne - jest już, oględnie mówiąc, różnie. Stosowne będzie w tym miejscu zacytowanie fragmentu słynnego "hymnu o miłości" apostoła Pawła, zapisanego w 1 Liście do Koryntian, rozdziale 13. W wersetach 4 do 8 czytamy, wg Przekładu Nowego Świata:

Miłość jest wielkodusznie cierpliwa i życzliwa. Miłość nie jest zazdrosna, nie przechwala się, nie nadyma się, nie zachowuje się nieprzyzwoicie, nie szuka własnych korzyści, nie daje się rozdrażnić. Nie prowadzi rachunku krzywdy. Nie raduje się z nieprawości, ale się współraduje z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, na wszystko ma nadzieję, wszystko przetrzymuje. Miłość nigdy nie zawodzi. 

Porównajmy te wspaniałe słowa z niektórymi fragmentami literatury WTS:

Za pośrednictwem swego ducha Jehowa ‘przebywa i się przechadza’ wśród pomazańców (2 Kor. 6:16). Nieustannie kieruje swoim ‘wiernym niewolnikiem’ (Mateusza 24:45–47). „Drugie owce” zaś cenią sobie zaszczyt współdziałania z gronem pomazańców (Jana 10:16, Mateusza 25:37–40).
(Strażnica z 1. 11. 2006 r., 1 art. do studium, akapit 11)

Czy można powiedzieć na podstawie powyższego fragmentu, że przywódcy Strażnicy 'nie przechwalają się, nie nadymają, nie szukają własnych korzyści'? Czy próba zaprzęgnięcia Boga do kierowania tzw. "niewolnikiem" nie jest zwykłą uzurpacją i wyrazem niewyobrażalnej pychy?
Prawdziwi słudzy Boży, tacy jak np. Mojżesz, Jeremiasz, Eliasz, Izajasz bronili się przed reprezentowaniem Boga, mimo iz w każdym z tych przypadków to ON sam powoływał ich na swój "kanał łączności". Przywódcy WTS, nie mając najmniejszych uprawnień do przypisywania sobie Boskiego posłannictwa - świadczy o tym choćby niezliczona ilość nieudanych proroctw i fałszywych nauk w ich wydaniu - wmawiają sobie i innym wbrew oczywistym faktom, że są ziemskimi przedstawicielami "Bożej organizacji". Kłamstwo nie ma nic wspólnego z miłością. Jego autorzy rozmijają się z prawdą, a nie - jak mówi apostoł - 'współradują' się z nią. O owym braku miłości prawdy świadczy dobitnie stosunek do jej miłośników, którzy mają odwagę mówić swoim braciom - Świadkom Jehowy - o błędach organizacji. Osoby takie są wykluczane ze społeczności religijnej i objęte bezlitosnym nakazem unikania. Nie wolno ich nawet pozdrawiać. zostaje im przyklejona obrzydliwa etykieta "odstępców" i są "wrzucani do jednego worka" z faktycznymi przestępcami prawa Bożego. Dotyczy to w równym stopniu tych, którzy sami decydują się odejść ze społeczności. Choćby byli nieskazitelni pod względem moralnym, i tak zostaną skojarzeni z grzesznikami wymienionymi w 1 Liście do Koryntian, rozdziale 5. Tak wygląda 'współradowanie się z prawdą' w religii zarządzanej przez zawiadowców z Brooklynu/Walkill trzymających w niewoli miliony ludzi.
Widać z tego, jak "miłość" strażnicowych dogmatyków, wbrew słowom apostoła, bardzo łatwo 'daje się rozdrażnić', a nawet doprowadza ich do gniewu, dając im 'radość z nieprawości', jaką popełniają, prowadząc 'rachunek krzywdy' - oczywiście wyimaginowanej "krzywdy", którą czynią im miłośnicy Prawdy, obnażając ich niecne postępowanie i fałszywe nauki.
Nawet członkowie rodzny mają pod presją organizacyjną stosować się do nakazu tych "piewców miłości". W książce zatytułowanej - o ironio - "Trwajcie w miłości Bożej" - można przeczytać w dodatku na str. 207-209 m.in. następujące zalecenia:


Jak traktować osoby wykluczone
Jak powinniśmy odnosić się do wykluczonego? Biblia mówi, 'żeby przestać się zadawać z każdym, kto jest zwany bratem, a jest rozpustnikiem albo chciwcem, albo bałwochwalcą, albo człowiekiem rzucającym obelgi, albo pijakiem, albo zdziercą —żeby z takim nawet nie jadać' (1 Koryntian 5:11). O kimś, kto „nie pozostaje w nauce Chrystusa", czytamy: „Wcale go nie przyjmujcie do domu ani nie zwracajcie się do niego z pozdrowieniem. Bo kto się do niego zwraca z pozdrowieniem, ten jest współuczestnikiem jego niegodziwych uczynków" (2 Jana 9-11). A zatem nie utrzymujemy z wykluczonym żadnej więzi duchowej ani nie pozwalamy sobie na żadne kontakty towarzyskie. W Strażnicy numer 23 z 1981 roku na stronie 11 powiedziano: „Zwykłe ,dzień dobry' może być pierwszym stopniem, który prowadzi do rozmowy, a w końcu nawet do przyjaźni. Czy zależy nam na tym, żeby zrobić ten pierwszy krok ku wykluczonemu?".
Czy naprawdę musimy wystrzegać się wszelkich kontaktów? Tak, z kilku powodów. Po pierwsze, w ten sposób dowodzimy lojalności wobec Boga i Jego Słowa. Pokazujemy, że jesteśmy posłuszni Jehowie nie tylko wtedy, gdy przychodzi nam to bez trudu, ale również wtedy, gdy nie jest to łatwe. Z miłości do Niego przestrzegamy wszystkich Jego przykazań —mając świadomość, że jest On sprawiedliwy, że nas kocha i że Jego prawa służą naszemu pożytkowi (Izajasza 48:17; 1 Jana 5:3). Po drugie, wystrzeganie się kontaktów z zatwardziałym grzesznikiem zabezpiecza zbór prze duchowym i moralnym skalaniem oraz chroni jego dobre 5:6, 7). Po trzecie, swoim zdecydowanym zasadach biblijnych pomagamy wykluczonemu. Popierając decyzję komitetu sądowniczego, możemy poruszyć serce winowajcy, który dotąd nie zareagował na starania nadzorców. Gdy utraci cenne więzi z bliskimi osobami, być może się opamięta, zrozumie wagę swego grzechu i poczyni kroki, by powrócić do Jehowy (Łukasza 15:17).

Co zrobić, gdy zostaje wykluczony ktoś z rodziny?
Ze względu na silne uczucia rodzinne sytuacja taka może być dla chrześcijanina prawdziwą próbą lojalności. Jak odnosić się do wykluczonego członka rodziny? Nie zdołamy tutaj omówić wszystkich aspektów tej sytuacji, ale przeanalizujmy dwa podstawowe.
Zdarza się, że wykluczony zostaje ktoś z najbliższej rodziny, z kim mieszkamy pod jednym dachem. Wykluczenie go ze zboru nie powoduje zerwania więzów rodzinnych, toteż codzienneżycie może się toczyć normalnym trybem. Niemniej winowajca przez swoje postępowanie zerwał więź duchową łączącą go z wiernymi Bogu członkami rodziny. Nie może więc z nimi uczestniczyć w zajęciach związanych z wielbieniem Boga. Gdyby na przykład był obecny, kiedy rodzina wspólnie studiuje Biblię, nie mógłby brać udziału w dyskusji. Jeśli jednak wykluczone zostaje nieletnie dziecko, rodzice w dalszym ciągu są odpowiedzialni za pouczanie go i karcenie. Mogą zatem postanowić, że będą z nim nadal prowadzić studium biblijne (Przysłów 6:20-22; 29:17)*.
Sytuacja wygląda inaczej, gdy wykluczony zostaje członek rodziny, który z nami nie mieszka. Sprawy rodzinne mogą sporadycznie wymagać nawiązania z taką osobą kontaktu, ale powinien się on sprowadzać do niezbędnego minimum.
Lojalni chrześcijanie nie wynajdują pretekstów, żeby móc przestawać z takim krewnym. Powodowani lojalnością wobec Jehowy i Jego organizacji, popierają biblijny sposób traktowania zatwardziałych grzeszników. Mają przy tym na względzie dobro danej osoby i w rezultacie mogą jej pomóc odnieść pożytek z otrzymanego skarcenia (Hebrajczyków 12:11).

To tylko fragmenty z wielorakich "okólników", które co i rusz pojawiają się w różnych strażnicowych publikacjach, nie mówiąc już o tajnych podręcznikach i listach dla starszych zboru. Nakaz ślepego posłuszeństwa w unikaniu nawet członków najbliższej rodziny z powodu oszczerczo przylepionej "etykietki" odstępcy i przestępcy Prawa Bożego, doprowadzający do niszczenia podstawowej komórki społecznej i rozbijania w jednej chwili wieloletnich przyjaźni, a także - nierzadko - powiązań zawodowych, co w konsekwencji grozi pozbawieniem jednostki w jednej chwili podstawowych środków do życia - wszystko to źle świadczy o "znaku", którym chełpi się WTS i jego fan-club. Jeśli do tego dodać śmierć setek, a może nawet tysięcy niewinnych osób, w tym dzieci, z powodu polityki organizacji w sprawie transfuzji krwi - zabiegu medycznego, który choć niesie z sobą pewne niebezpieczeństwa, bywa jednak czasami jedynym ratunkiem, a któremu WTS na skutek przeinterpretowania Pisma Świętego nadał charakter "grzechu śmiertelnego"  - okazuje się, że "miłość" w wydaniu religii Świadków Jehowy ma raczej więcej wspólnego z inkwizycją, niż z pięknym opisem pochodzącym z 1 Listu do Koryntian. 

Obalanie mitów - część 1 - głoszenie znakiem rozpoznawczym przwdziwych chrześcijan?

Przyznam, że nie rozumiem, jak można w obecnym stanie organizacji (dawniej zresztą nie był wiele lepszy, po prostu mniej wiedzieliśmy...) wyruszać do głoszenia o Królestwie pod jej szyldem. Oczywiście to sprawa indywidualnego wyboru – ale choć nie śmiem się nawet w najmniejszym zakresie porównywać do naszego Mistrza, to jednak na ogół postrzegam rzeczy biało-czarno.
Już słyszę głosy apologetów WTS, że Jezus chodził do synagogi, mimo że wiedział, co się wyprawia w judaizmie; tak, to prawda, ale czynił tak dlatego, że był Żydem poddanym Prawu. Jednak jego uczniowie, choć też pochodzenia żydowskiego, uczęszczali do synagog, zwłaszcza w późniejszym okresie chrystianizmu, głównie po to, aby głosić o Królestwie Bożym. Komu tam głosili? Żydom. Nie próbowali popierać upadającego systemu żydowskiego. Głoszenie razem z organizacją Towarzystwa Strażnica, którego odstępstwo od prawdy jest dzisiaj wyraźnie widoczne (biorąc pod uwagę szemrane początki nigdy de facto w prawdzie nie było!), przypomina w moim odczuciu popieranie odstępczego systemu żydowskiego w I wieku. Tego uczniowie Pana nie czynili. Jeśli ktoś świadomy obecnego stanu rzeczy chce wywiązywać się z „powinności głoszenia, a jednocześnie mieć czyste sumienie, niech naśladuje pierwszych uczniów Chrystusa głoszących Żydom i głosi prawdę swoim braciom, świadkom Jehowy, którzy tak jak niegdyś Żydzi, myślą, że są w „prawdzie”. I niech to czyni prędko, zanim dopadną go starsi i oskarżą o odstępstwo, a następnie wykluczą, ponieważ wtedy padnie ofiarą shunningu i już nie będzie miał, poza nielicznymi wyjątkami, okazji do rozmowy. „Pole żniwne” w tym zakresie naprawdę jest wielkie. Jeśli ktoś powie w tym miejscu, że uczniowie Chrystusa głosili także poganom, a więc dziś trzeba iść do innych niż świadkowie Jehowy „chrześcijan”, ponieważ oni „nic nie wiedzą” i są niejako odpowiednikiem starożytnych „pogan”, to po pierwsze gratuluję mu dobrego samopoczucia, a po drugie przypomnę, że dziś Pismo Święte, szczególnie w krajach chrześcijańskich jest łatwo dostępne i tylko ono zawiera czystą Ewangelię, toteż jedynie od ludzi zależy, czy ich ona interesuje, czy też nie. Chcąc być w zgodzie z własnym sumieniem, wielu członków społeczności ŚJ, pozostających w niej z różnych powodów, od wielu lat nawet nie próbuje iść do obcych ludzi. Czy to możliwe, że ci ŚJ, którzy to czynią i mówią, że głoszą „tylko o Królestwie”, naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, że są utożsamiani przez słuchaczy z organizacją, z którą wyruszają? Czy przy drzwiach mówią całą prawdę np. o tym, co czeka tych, którzy się ochrzczą i będą nadal myśleć? Wątpię! W Biblii czytany, że „będzie ta ewangelia o Królestwie głoszona na świadectwo wszystkim narodom”, ale nigdzie nie czytamy, że „od domu do domu”. Jedynie Przekład Nowego Świata usiłuje włożyć tak brzmiące słowa w usta apostoła Pawła w Dziejach Apostolskich 20:20, choć apostoł przemawiał do starszych zboru efeskiego. Nakazanie takiej metody działania przez sędziego Rutherforda było od początku niezgodne z Biblią (głoszenie ma wynikać ze spontanicznej potrzeby serca); owszem, przyniosło pewne rezultaty, lecz dzisiaj w dobie łatwego dostępu do informacji i rozwoju Internetu, a jednocześnie coraz większego „zagonienia” wielu ludzi, ta metoda wydaje się przestarzała, wywołując często odwrotny skutek do zamierzonego.
Trzeba też pamiętać, że Jezus umieścił zapowiedź głoszenia pośród obwieszczenia szeregu wydarzeń, których apogeum jest kwestią przyszłości. Nie wiadomo na razie, jak spełni się owo proroctwo. Raczej zaś nie spełnia się ono obecnie za pośrednictwem działalności WTS (nawet gdyby rzeczywiście było to czyste głoszenie "ewangelii o Królestwie"!), ponieważ trudno byłoby mówić o głoszeniu "wszystkim narodom". Są całe obszary, gdzie mimo ponad 130-letniej działalności WTS świadkowie Jehowy nie dotarli i nie zanosi się na zmianę tej sytuacji z powodów np. etnicznych, politycznych, czy po prostu technicznych lub jeszcze innych.
W Ewangelii wg Łukasza 19:40 zapisane są słowa Jezusa: „Kamienie wołać będą”.
Jak czytamy w Wikipedii, „krzemionka SiO2 w różnych odmianach polimorficznych (kwarctrydymitkrystobalit) oraz krzemiany i glinokrzemiany stanowią większość skał tworzących skorupę ziemską.”
Współczesne komputery powstały właśnie dzięki odkryciu i wykorzystaniu mikroprocesorów krzemowych. Oczywiście niniejszy blog nie aspiruje do bycia „kanałem łączności” i twierdzenia, że tak oto spełniają się słowa Mistrza. To jednak ciekawy zbieg okoliczności. Nie da się powstrzymać głosu prawdy. Nie da się zamknąć ust jej orędownikom. Właśnie m.in. ten blog w tym zakresie w jakimś sensie spełnia ową zapowiedź o kamieniach.

Ci z ŚJ, którzy myślą podobnie i nie są już w stanie głosić” wspólnie z organizacją, nie powinni się obwiniać. Nie da się przecenić pozostawania w zgodzie z własnym sumieniem. „Wszystko, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem” - Rzymian 14:23 (BT). Każdy ma możliwość korzystania z „krzemowego głoszenia”. Nie wolno pozwolić sobie wmówić , że Bóg włożył na barki każdego „głosiciela” odpowiedzialność za życie ludzi niczym Niebo na barki mitycznego Atlasa. To wierutna bzdura. W Dziejach Apostolskich 8:37-39 czytamy:
Odpowiedział Filip: Można, jeśli wierzysz z całego serca. Odparł mu: Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. I kazał zatrzymać wóz, i obaj, Filip i dworzanin, zeszli do wody. I ochrzcił go. A kiedy wyszli z wody, Duch Pański porwał Filipa i dworzanin już nigdy go nie widział. Jechał zaś z radością swoją drogą.
Dworzanin nie otrzymał żadnych poleceń ani w sprawie zebrań, ani w sprawie głoszenia.

Tak, to prawda – „wiara bez uczynków jest martwa” (Jakuba 2:17). Ale jest wiele „uczynków”, bez spełniania których głoszenie może stać się bezużyteczne, bezcelowe, innymi słowy „martwe”, mimo iż głoszący może uważać inaczej (Jakuba 1:27, Micheasza 6:8, Mateusza 12:7).
To prawda, że apostoł Paweł powiedział: Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1 Kor. 9:16b, BT). Powiedział też: Nie jestem winien niczyjej krwi (Dzieje 20:26, BT). Ale apostoł był szczególnym narzędziem, osobiście wybranym przez Chrystusa Pana do głoszenia Ewangelii! Powiedział przecież: Bylebym tylko dokończył biegu i posługiwania, które otrzymałem od Pana Jezusa: [bylebym] dał świadectwo o Ewangelii łaski Bożej (Dzieje 20:24).
Czy z tych słów apostoła wynika przymus głoszenia dla wszystkich sług Boga, przymus zabijający spontaniczny odruch serca i obarczony panicznym lękiem przed Bożą karą w Armagedonie w wypadku niedostatecznego wywiązania się z owego, jak się twierdzi, powszechnego nakazu? Nie wspomnę już o całkowicie niebiblijnym raportowaniu działalności, jako że to temat na osobny wpis.

Nie napisałem tych kilku słów, aby kogokolwiek krytykować lub zniechęcać. W końcu „każdy za samego siebie zda sprawę Bogu” (Rzymian 14:12). Wiem, że wiele osób jest rzeczywiście zniechęconych tym, że (tak im się wydaje) muszą głosić, i to akurat od domu do domu, choć jest to wbrew ich naturze.

Jednym z najrzadziej cytowanych przez Towarzystwo Strażnica fragmentów Biblii jest List do Efezjan 4:11 (BT):
I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami.
Ten werset, a także wywody apostoła Pawła zapisane w 12 rozdziale 1 Listu do Koryntian wyraźnie pokazują, że wszelka „urawniłowka” jest kompletnie niebiblijna i szkodliwa. I choć staram się zrozumieć pobudki tych, którzy czują, że mimo wszystko muszą głosić „od domu do domu”, wiem, że jedyną metodą na potencjalną „odwilż” w organizacji byłoby drastyczne zmniejszenie wydajności w postaci liczonych godzin oraz zaprzestanie wsparcia finansowego. Tylko wtedy ta firma – bo Towarzystwo Strażnica jest bardziej firmą–piramidą niż religią – mogłaby zmienić swoje oblicze na bardziej ludzkie. „Tylko jak by się wtedy wypełniły Pisma” (Mat. 26:53, 54)?

środa, 25 czerwca 2014

Kto ma rację - Biblia czy Strażnica - krótka analiza interpretacji Towarzystwa Strażnica na przełomie lat 2006/2007

Jakże szybko posuwa się naprzód odstępstwo organizacji Towarzystwa Strażnica od czystej wody prawdy, pochodzącej z Biblii! Dwa główne nurty – powiązane ściśle ze sobą – tj. doktryna o rzekomym rozpoczęciu mesjańskiego Królestwa w 1914 toku i pomyślnym osądzeniu „niewolnika” w latach 1918-1919 są z coraz większą natarczywością wtłaczane do głów i serc ŚJ. Łączy się to z niebywałą arogancją i pewnością siebie pisarzy.    O odstępczym kierunku, zmierzającym w stronę sekciarstwa, świadczy też wysokie mniemanie o sobie tzw. „pomazańców”, uważających się za tych, którzy zaszczycają swoim istnieniem „drugie owce” i wyrażających swoje wątpliwe interpretacje za pomocą dawno już wyświechtanych i skompromitowanych przez rzeczywistość zwrotów stylu „dobitne dowody wskazują...”, „rozsądny jest wniosek...” itp. Większość ŚJ, którzy patrzą w Strażnicę jak przysłowiowa „sroka w kość”, nie potrafi dostrzec kryjącej się za tym wszystkim najzwyklejszej manipulacji, mającej zapewnić i utrzymać wygodną pozycję CK, które już dawno samozwańczo zdążyło ogłosić się reprezentantem „wiernego niewolnika”. Jakże  gorzko i na czasie wydają się brzmieć słowa apostoła Pawła z 1 Listu do Koryntian 4:6-8: „Nie wychodźcie poza to, co jest napisane” — abyście każdy z  osobna nie byli nadęci na korzyść jednego, a  przeciwko drugiemu. Bo kto sprawia, że się różnisz od drugiego? I  cóż masz, czego byś nie otrzymał? A  jeśli istotnie otrzymałeś, to dlaczego się chełpisz, jak gdybyś nie otrzymał? Już się nasyciliście? Już jesteście bogaci? Już zaczęliście bez nas królować? i  obyście zaczęli królować, abyśmy również my z  wami królowali”.         

Zobaczmy zatem, z czym TS wchodzi w rok kalendarzowy 2007 i jak kończy rok 2006:

Za pośrednictwem swego ducha Jehowa ‘przebywa i się przechadza’ wśród pomazańców
(2 Kor. 6:16). Nieustannie kieruje swoim ‘wiernym niewolnikiem’ (Mateusza 24:45–47). „Drugie owce” zaś cenią sobie zaszczyt współdziałania z gronem pomazańców (Jana 10:16, Mateusza 25:37–40).

Strażnica z 1. 11. 2006 r., 1 art. do studium, akapit 11

 Jehowa nieustannie kieruje swoim ‘wiernym niewolnikiem’. To dopiero ciekawostka! Pomijając już fakt, że Panem „niewolnika” jest raczej Jezus, należałoby zapytać, jak to „nieustanne kierownictwo” Jehowy uwidacznia się w praktyce? Czy miałyby świadczyć o nim zmieniające się poglądy (często tam i z powrotem) na temat tożsamości „władz zwierzchnich”, czasu (lub nawet daty) powrotu Pana, zmartwychwstania, przeszczepów narządów, przyjmowania szczepionek, surowicy krwi i jej frakcji itp.? Jak można obciążać Boga odpowiedzialnością za swoje rozliczne błędy? Co zaś do „zaszczytu”, o którym zarozumiale piszą wydawcy Strażnicy, mając oczywiście siebie na myśli (bo przecież tak naprawdę przeciętny głosiciel w wyjątkowych wypadkach ma możliwość  współdziałania z pomazańcami), to chyba lepiej byłoby poczucie „zaszczycenia” pozostawić tym, którzy wg TS powinni je odczuwać, a nie sugerować go czytelnikom, wszczepiając im tym samym wrażenie przynależności do jakiejś niższej „klasy”. Jakże bardzo przypomina to postępowanie przywódców judaizmu z I w. n.e. opisanych w ewangeliach!  

W tej samej Strażnicy czytamy:
Jehowa odpowiednio wykwalifikował chrześcijan namaszczonych duchem, żeby „byli sługami nowego przymierza" (2 Koryntian 3:5, 6). Powierzył im obowiązek głoszenia „dobrej nowiny o Królestwie" oraz 'czynienia uczniów z ludzi ze wszystkich narodów' (Mateusza 24:14; 28:19, 20). Pomazańcy wiernie wywiązują się z tego zlecenia, toteż miliony ludzi dają posłuch dobrej nowinie, niejako mówiąc do nich: „Pójdziemy z wami, bo słyszeliśmy, że z wami jest Bóg" (Zachariasza 8:23). Takie osoby z radością pracują dla namaszczonych „sług naszego Boga” jako duchowi „rolnicy i hodowcy winorośli”. W ten sposób drugie owce wydatnie wspierają pomazańców w tym ogólnoświatowym dziele.
Strażnica z 1. 11. 2006 r., 1 art. do studium, akapit 14

Świadomie czy nie – pisarze literatury ujawnili w powyższym zdaniu swoje faktyczne cele bądź pobudki. Przeczytajmy jeszcze raz: Takie osoby z radością pracują dla namaszczonych „sług naszego Boga” jako duchowi „rolnicy i hodowcy winorośli”. Zastosowano tu chybioną, kompletnie prywatną (ale CK ma do tego prawo) interpretację słów z Księgi Izajasza 61:5,6: „I staną obcy, i  będą paść wasze trzody, a cudzoziemcy będą waszymi rolnikami i  hodowcami winorośli. Wy zaś będziecie zwani kapłanami Jehowy; będzie się o  was mówić, że jesteście sługami naszego Boga. Będziecie spożywać zasoby narodów i  będziecie się chlubić ich chwałą.”
Z powyższych słów wyraźnie wynika, ze trzody opisane w proroctwie Izajasza są własnością ludzi. Tymczasem chrześcijanie stanowią „trzodę Bożą” (Dz. Ap. 20:28).
W tej wątpliwej wartości interpretacji pisarze TS powinni pójść do końca i stwierdzić zgodnie z Księgą Izajasza), że ci, którzy nie są „pomazańcami” są dla CK „obcymi” i „cudzoziemcami”. Nie można ich też nazwaćsługami naszego Boga”, bo przecież według proroctwa są nimi jedynie „kapłani”. Tak więc, drodzy bracia z CK, „drugie owce” będą wam niewątpliwie wdzięczne, że tak jasno pokazaliście im, gdzie jest ich miejsce w organizacji, a sami przyznaliście wreszcie, że tak naprawdę trzodę Bożą uważacie za swoją.

A teraz przeczytajmy, jakież to „nowe światło” rozbłysło w noworocznej Strażnicy:

Kiedy miało nastąpić owo pierwsze zmartwychwstanie? Istnieją dobitne dowody na to, że już się odbywa. Porównajmy na przykład dwa rozdziały Księgi Objawienia. Zacznijmy od rozdziału 12. Opisano tam, jak wkrótce po objęciu tronu Jezus Chrystus, wspierany przez świętych aniołów, toczy wojnę z Szatanem i demonami (Objawienie 12:7-9). Na łamach tego czasopisma niejednokrotnie wskazywano, iż walka ta rozpoczęła się w roku 1914. (...). Rozsądny jest zatem wniosek, że pomazańcy, którzy umierają przed Armagedonem,są wskrzeszani w okresie między rokiem 1914 a samym Armagedonem.
Czy można dokładniej ustalić, kiedy się rozpoczęło pierwsze zmartwychwstanie? Ciekawą wskazówkę zawiera Księga Objawienia 7:9-15, gdzie apostoł Jan opisał wizję „wielkiej rzeszy, której żaden człowiek nie zdołał policzyć”. Tożsamość tej grupy wyjawił Janowi jeden z 24 starszych, wy obrażających 144 000 współdziedziców Chrystusa wyniesionych do chwały niebiańskiej (Łukasza 22:28-30; Objawienie 4:4). Jan także spodziewał się żyć w niebie. Ponieważ jednak w trakcie rozmowy z tym starszym wciąż przebywał na ziemi, więc w tej wizji wyobrażał pomazańców żyjących na naszym globie, którzy jeszcze nie otrzymali nagrody niebiańskiej.
Jaki zatem wniosek można wyciągnąć z faktu, że jeden z 24 starszych odsłonił Janowi tożsamość wielkiej rzeszy? Wygląda na to, że wskrzeszeni członkowie grupy 24 starszych mogą obecnie uczestniczyć w przekazywaniu prawd Bożych. Dlaczego ta informacja jest istotna? Ponieważ poprawne zrozumienie, kim jest wielka rzesza, wyjawiono namaszczonym sługom Bożym na ziemi w roku 1935. Skoro tę ważną prawdę przekazał jeden z 24 starszych, musiał zostać wskrzeszony do życia w niebie najpóźniej w roku 1935. Z tego by wynikało, że pierwsze zmartwychwstanie rozpoczęło się między rokiem 1914 a 1935. Czy jego początek da się ustalić jeszcze dokładniej? W tym miejscu warto rozważyć coś, co można uznać za biblijną analogię. Jezus Chrystus został namaszczony na przyszłego Władcę w Królestwie Bożym jesienią 29 roku n.e. Trzy i pół roku później, wiosną 33 roku, zmartwychwstał jako potężna osoba duchowa. Czy można zatem przyjąć, że skoro Jezus zasiadł na tronie jesienią 1914, to jego wierni namaszczeni naśladowcy zaczęli powstawać do życia trzy i pół roku później, wiosną 1918 roku? Istnieje taka możliwość. Chociaż nie znajduje bezpośredniego potwierdzenia w Biblii, pozostaje w zgodzie z wersetami wskazującymi, że pierwsze zmartwychwstanie zaczęło się odbywać wkrótce po rozpoczęciu się obecności Chrystusa. Na przykład apostoł Paweł napisał: „My, żyjący, którzy pozostaniemy przy życiu aż do obecności Pana [nie zaś do końca jego obecności], w żaden sposób nie wyprzedzimy tych, którzy zapadli w sen śmierci; ponieważ sam Pan zstąpi z nieba z nakazującym wołaniem, z głosem archanielskim oraz z trąbą Bożą i ci, co umarli w jedności z Chrystusem, powstaną pierwsi. Potem my, żyjący, którzy pozostaniemy przy życiu, będziemy wraz z nimi porwani w obłokach, aby spotkać Pana w powietrzu; i tak zawsze będziemy z Panem" (l Tesaloniczan 4:15-17). Tak więc namaszczeni chrześcijanie, którzy zmarli przed rozpoczęciem się obecności Chrystusa, zostali wskrzeszeni do życia w niebie wcześniej niż ci, którzy doczekali jej żywo. Oznacza to, że pierwsze zmartwychwstanie zaczęło się w początkowym okresie obecności Chrystusa i odbywa się w jej trakcie (l Koryntian 15:23). Nie nastąpiło w jednym momencie, lecz jest rozłożone w czasie.

Strażnica z 1. 1. 2007 r., 2 art. do studium, akapity 9 – 13

Gdy czyta się powyższe wywody, na myśl przychodzą słowa apostoła Pawła zapisane w 2 Tes. 2:11. Brzmią one (wg przekładu BW): „I dlatego zsyła Bóg na nich ostry obłęd, tak iż wierzą kłamstwu”. Trwający najwyraźniej po dziś dzień kult drugiego prezesa TS Josepha Rutherforda w połączeniu z upartym trzymaniem się na przekór Biblii i historii doktryny o rozpoczęciu się „obecności Chrystusa” w roku 1914, doprowadził w istocie CK do „ostrego obłędu”. Nie mając w zanadrzu żadnych faktycznie przekonujących bądź nowych wyjaśnień, a chcąc podtrzymać wrażenie posiadania specjalnego statusu „kanału łączności” z Bogiem, CK publikuje pseudoduchowe „wykładnie” w stylu powyżej zacytowanych wywodów. Roi się w nich od błędów. Omawiając je, miejmy w pamięci zdanie ze Strażnicyz 1. 11. 2006 r.: „Jehowa nieustannie kieruje swoim ‘wiernym niewolnikiem’”              

1. Przeczytajmy, co dokładnie zawierają słowa z 7 rozdziału Apokalipsy, wersety 13 –17:

 I  odezwał się jeden ze starszych, i  rzekł do mnie: „Kim są ci ubrani w  białe długie szaty i  skąd przyszli?” Zaraz więc powiedziałem mu: „Panie mój, ty to wiesz”. A  on rzekł do mnie: „Są to ci, którzy wychodzą z  wielkiego ucisku i  wyprali swoje długie szaty, i  wybielili je we krwi Baranka. Właśnie dlatego są przed tronem Boga i  dniem i  nocą pełnią dla niego świętą służbę w  jego świątyni; a  Zasiadający na tronie rozpostrze nad nimi swój namiot. Nie będą już więcej głodować ani już więcej pragnąć ani nie porazi ich słońce ni żadna spiekota, ponieważ Baranek, który jest pośrodku tronu, będzie ich pasł i  poprowadzi ich do źródeł wód życia. A  Bóg otrze z  ich oczu wszelką łzę”.  

Nawet gdyby przyjąć, że doktryna o roku 1914 jest zasadna, to z wypowiedzi „starszego” wyraźnie wynika, że mówi on o końcowym rezultacie uznania przez Boga ludzi za godnych znalezienia się w „wielkiej rzeszy”. Dowodzą tego słowa: „Są to ci, którzy wychodzą z  wielkiego ucisku”, a więc nie ci, których sędzia Rutherford uznał w 1935 roku za „lud wielki”. Prawdopodobieństwo, że ktokolwiek ze wskazanych przez Rutherforda osób dożyje „wielkiego ucisku” (jeżeli w ogóle jeszcze jacyś żyją) jest niezwykle nikłe, a przecież mają to być ci, którzy żywo z niego wychodzą. Zadufany w swoja mądrość sędzia Rutherford publikował w tamtym czasie broszurę „Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą”, której już sam tytuł pokazuje, jak dalece się mylił. Powtórzmy jeszcze raz: Decyzja o zakwalifikowaniu kogoś przez Boga do „wielkiej rzeszy” nie jest decyzja ludzką. „Starszy” z 7 rozdziału Objawienia nie wyjawia Janowi czasu podania interpretacji do głowy prezesa TS, lecz końcowy wynik osądu Jehowy. Świadczą o tym również słowa z Apokalipsy 7:9:

„(...) Wielka rzesza, której żaden człowiek nie zdołał policzyć (...)”. Świadkowie Jehowy, trwający przy wersji Rutherforda, który skojarzył Ewangelię Jana 10:16 z 7 rozdziałem Apokalipsy, skrupulatnie liczą swoje szeregi, dając na łamach literatury niejednokrotnie do zrozumienia, że tylko oni są i będą uznani za wielką rzeszę.
Kto ma rację – Biblia czy literatura TS?     

2.  Aby „uzasadnić” powyższe rozumowanie, autorzy artykułu wpadli na ciekawe pomysły. Zacytujmy: „Jan wyobrażał pomazańców żyjących na naszym globie, którzy jeszcze nie otrzymali nagrody niebiańskiej”. Skąd wynika pewność, że Jan w ogóle kogoś wyobrażał?
Na pewno w każdym razie nie z Biblii. Następnie czytamy: „Wygląda na to, że wskrzeszeni członkowie grupy 24 starszych mogą obecnie uczestniczyć w przekazywaniu prawd Bożych.(...) Skoro tę ważną prawdę przekazał jeden z 24 starszych, musiał zostać wskrzeszony do życia w niebie najpóźniej w roku 1935. Z tego by wynikało, że pierwsze zmartwychwstanie rozpoczęło się między rokiem 1914 a 1935”  Tylko że ani „obecność” Pana nie rozpoczęła się w roku 1914, ani wypowiedź „starszego” nie może dotyczyć roku 1935!
W dalszej części artykułu pisarze wpadają w zgoła nieprawdopodobną pułapkę niezgodności własnej interpretacji z Pismem Świętym. Oto dowiadujemy się, że istnieje jakiś kres obecności Pana! Tak przecież wynika ze zdania w nawiasie kwadratowym, dodanego przez pisarzy literatury do natchnionego tekstu z 1 Tes. 4:15–17. Ma ono służyć utrwalaniu błędnej nauki, że „obecność” i „zstąpienie” Pana trwają od roku 1914 i ze Jezus – o czym również czytamy w artykule – „zasiadł na tronie jesienią 1914 roku”.
W rzeczywistości obie te rzeczy są kwestią przyszłości! Przecież dopiero wtedy Jezus rozpocznie „obecność” jako Król 1000-letniego mesjańskiego Królestwa. Natomiast Królem niebiańskim jest nie od roku 1914, ale od 33 n.e., o czym świadczą choćby słowa  zapisane w Obj. 2:27 czy 3:21.
Kto ma rację – Biblia czy literatura TS?  

3.  Mania w doszukiwaniu się analogii prowadzi też autorów artykułu do wniosku, że „wierni namaszczeni naśladowcy zaczęli powstawać do życia trzy i pół roku później, wiosną 1918 roku” Przyznają wprawdzie, że „taki pomysł nie znajduje bezpośredniego potwierdzenia w Biblii”, czytamy jednak, że „pozostaje w zgodzie z wersetami wskazującymi, że pierwsze zmartwychwstanie zaczęło się odbywać wkrótce po rozpoczęciu się obecności Chrystusa”. 
Cały wywód Strażnicy bazuje więc na błędnych założeniach   w celu podtrzymania wiary 
w doktryny, których istnienie zapewnia CK bezpieczne trwanie na swoich pozycjach.
Do czasu!      

„Jehowa nieustannie kieruje swoim ‘wiernym niewolnikiem’” (????????)

Zob. też:  "Nauka ich szerzyć się będzie jak gangrena"


Wyrywanie z kontekstu - ciąg dalszy przykładów

Pisałem już o Księdze Aggeusza i ataku „Goga z Magog” z Księgi Ezechiela. Dziś kolejny materiał...

W Strażnicy z 1. 10. 2007 r. w artykule z cyklu pt. „Słowo Boże jest żywe – ciekawe myśli z ksiąg Joela i Amosa ” można przeczytać następujące słowa:

 „ ACH, CÓŻ ZA DZIEŃ”


 (Joela 1:1 do 3:21)
 Joel ogląda w wizji inwazję gąsienic, szarańczy i karaluchów. Określa tych „najeźdźców” mianem „ludu licznego i potężnego” oraz „mocarzy” (Joela 1:4; 2:2-7). „Ach, cóż za dzień”, wzdycha prorok, „ponieważ dzień Jehowy jest bliski, a nadejdzie niczym złupienie od Wszechmocnego!” (Joela 1:15). Bóg radzi mieszkańcom Syjonu: „Wróćcie do mnie całym swym sercem”. Jeśli tak zrobią, będzie „współczuł swemu ludowi” i daleko odsunie „mieszkańca północy”, czyli powstrzyma atak owadów. Ale zanim przyjdzie Jego wielki dzień, Jehowa ‛wyleje swego ducha na wszelkie ciało’ i ‛da prorocze znaki na niebiosach oraz na ziemi’ (Joela 2:12, 18-20, 28-31).
 Do narodów kierowane jest wezwanie: „Przekujcie swoje lemiesze na miecze, a swe noże ogrodnicze na dzidy” i szykujcie się do wojny. Mają ‛przyjść na nizinę Jehoszafata’, gdzie zostaną osądzone i zniszczone. „Lecz Juda będzie zamieszkana po czas niezmierzony” (Joela 3:10, 12,20).
 Odpowiedzi na pytania biblijne:
 1:15; 2:1, 11, 31; 3:14 — Czym jest „dzień Jehowy”? Chodzi o czas, gdy Jehowa wykonuje wyroki na swych wrogach, sprowadzając na nich zagładę, a zarazem wybawia swych wiernych czcicieli. Na przykład dla starożytnego Babilonu „dzień” taki nastał w roku 539 p.n.e., kiedy mocarstwo to zostało pokonane przez Medów i Persów (Izajasza 13:1,6). W innym „dniu Jehowy”, który właśnie się zbliża, wyrok Boży spadnie na „Babilon Wielki”, ogólnoświatowe imperium religii fałszywej (Objawienie 18:1-4,21).
 2:1-10, 28 — Jak spełniło się proroctwo o inwazji owadów? W Biblii nie ma wzmianki o tym, by ziemię judzką nawiedziła plaga owadów na skalę opisaną w Księdze Joela. Najwyraźniej więc inwazja ta stanowi zapowiedź sytuacji z roku 33 n.e., kiedy Jehowa wylał swego ducha na pierwszych naśladowców Chrystusa. Zaczęli oni wtedy obwieszczać orędzie, które dla przywódców religijnych było bardzo dokuczliwe (Dzieje 2:1, 14-21; 5:27-33). Dzisiaj mamy zaszczyt wykonywać podobne dzieło.

 Podobne omówienie dotyczące biblijnej „szarańczy” znajdujemy w 22-gim rozdziale książki pt. „Wspaniały finał Objawienia bliski!”. W książce tej „udowadnia” się ponadto, że współczesną „szarańczą” są „pomazańcy” i ich towarzysze, którzy rozgłaszają ostrzegawcze, a w konsekwencji niszczycielskie orędzie przeciw „religii fałszywej” oraz władcom światowym. Zobaczmy, do czego prowadzi wyciąganie wniosków z Biblii w taki sposób, aby pasowały one do doktryny, w czym Strażnica osiągnęła mistrzostwo.
 Po pierwsze – nadgorliwość we wklejaniu imienia Bożego tam, gdzie nie ma do tego podstaw (o czym ostatnio dużo się pisze na tej witrynie) doprowadziła do niemającego żadnego uzasadnienia biblijnego rozróżnienia „dnia Pańskiego” od „dnia Jehowy”. Wg WTS żyjemy w „dniu Pańskim” trwającym rzekomo od 1914 roku (Objawienie 1:10, NW), ale „dzień Jehowy” jest przed nami. Zacytujmy w tym miejscu 2 List do Tesaloniczan2:1,2:
  A jeśli chodzi, bracia, o obecność naszego Pana, Jezusa Chrystusa, oraz zgromadzanie nas do niego, prosimy was, żebyście nie dali się szybko wytrącić ze swego sposobu rozumowania ani poruszyć czy to przez jakąś natchnioną wypowiedź, czy przez ustną wiadomość, czy przez list rzekomo od nas, jakoby już nastał dzień Jehowy.
Jak myślicie, drodzy Czytelnicy, na kogo wskazuje powyższy werset, jeśli zgodnie z zapisem manuskryptowym „dzień Jehowy” zastąpimy „dniem Pańskim”??? WTS nie mogąc (a raczej nie chcąc) przyznać, że „dzień Pański” jest dopiero przed nami, wykorzystuje zmyślnie w celu obrony skompromitowanej doktryny o roku 1914 własną ideę zastępowania greckiego słowa Kyrios (Pan) imieniem Boga Jehowy, czyniąc to według własnego widzimisię.
 Po drugie – jeśli przyjmiemy wykładnię WTS, dotyczącą „szarańczy” z Księgi Joela (przypominam: mają to być ŚJ), to co zrobimy z wersetami z tej samej Księgi Joela 2:25,26?
 Wynagrodzę wam też lata, w których żerowała szarańcza, pełzająca szarańcza bezskrzydła, karaluch i gąsienica — moje wielkie wojsko, które wysłałem między was. I będziecie jedli, jedząc i nasycając się, i bezsprzecznie wysławiać będziecie imię Jehowy, swego Boga, który obszedł się z wami w tak zdumiewający sposób; i lud mój nie zostanie zawstydzony po czas niezmierzony.
 Jeżeli ofiarami niszczycielskiej plagi szarańczy (czyli wg WTS, ludu Jehowy) są przeciwnicy „religii prawdziwej” z kręgów czy to religijnych, czy politycznych, to w jaki sposób mieliby zgodnie z powyżej cytowanymi wersetami zostać „wynagrodzeni” i „wysławiać imię Jehowy??? Widać tu nonsensowność interpretacji WTS.
 Gdy prześledzimy uważnie 2-gi rozdział Księgi Joela, zauważymy, że to lud Boży miał być ukarany za swoje nieposłuszeństwo plagą symbolicznej „szarańczy” ! (Nawiasem mówiąc, opisy „szarańczy” z Księgi Joela i Objawienia budzą jednoznaczne skojarzenia z uzbrojoną armią). Np. w Joela 2:12-14 Bóg wzywa Swój lud:
  Teraz zatem — brzmi wypowiedź Jehowy — wróćcie do mnie całym swym sercem, poszcząc i płacząc oraz zawodząc. I rozdzierajcie swe serca, a nie szaty, i wróćcie do Jehowy, swego Boga, gdyż łaskawy on i miłosierny, nieskory do gniewu i obfitujący w lojalną życzliwość — a pożałuje tego nieszczęścia. Kto wie, może on zawróci i pożałuje, i pozwoli, żeby potem pozostało błogosławieństwo, ofiara zbożowa i ofiara płynna dla Jehowy, waszego Boga?
Pozostaje tylko zapytać: Kto w takim razie stanowi dzisiaj „lud Boży”? Nie oczekujcie, Czytelnicy, prostej odpowiedzi na to pytanie. Gdyby byli nim ŚJ, którzy już dawno (wg wykładni WTS w 1919 roku) wyszli z Babilonu Wielkiego, jaki sens miałoby ciągle aktualne wezwanie z Apokalipsy 18:4 „Wyjdźcie z niej mój ludu”? Przychodzi mtu na myśl werset z 2 Listu do Tymoteusza 2:19:
 „Jehowa zna tych, którzy do niego należą” (NW).
 Oby Pan (bo chyba i ten werset mówi o Chrystusie) zaliczył nas w poczet „swego ludu”!

Potrząsanie narodami - kiedy?

W Księdze Aggeusza 2:6, 7 zapisano następujące słowa:
Oto bowiem, co rzekł Jehowa Zastępów: 'Jeszcze raz - za krótką chwilę - a zakołyszę niebiosami i ziemią, i morzem, i suchym lądem. I zakołyszę wszystkimi narodami, i przyjdą kosztowności wszystkich narodów; i napełnię ten dom chwałą' - rzekł Jehowa Zastępów.

Ciekawe, że przy słowie „chwilę” w Przekładzie Nowego Świata znajdyjemy odnośnik do Psalmu 37:10. Słowa te brzmią:
„I jeszcze tylko chwilka, a już nie będzie niegodziwca; i zwrócisz uwagę na jego miejsce, a już go nie będzie”.
Oczywiście werset ten, podobnie jak i następny, mają mieć swe spełnienie w przyszłości, z czego tłumacze (czy też jeden tłumacz – Frederick Franz) doskonale zdawali sobie sprawę – wszyscy ŚJ (i nie tylko) doskonale wiedzą, że słowa z Psalmu 37:9-11 to sztandarowo cytowana, szczególnie podczas głoszenia, zapowiedź przywrócenia rajskich warunków na odnowionej ziemi. Niemniej jednak Świadkom Jehowy od lat serwowane jest w publikacjach WTS „zrozumienie”, z którego jakoby wynika, iż cytowane na wstępie słowa z proroctwa Aggeusza spelniają się już obecnie. Np. w książce „Świadkowie Jehowy – głosiciele Królestwa Bożego” możemy przeczytac na stronie 263 na temat zgromadzenia w 1953 roku, które miało miejsce w USA: „Zgromadzeni z zachwytem wysłuchali przemówienia 'Napełnianie domu chwałą', z którego wynikało, że na własne oczy oglądają wyraźne dowody spełniania się słów z Księgi Aggeusza 2:7, gdzie Jehowa obiecał sprowadzić do swego „domu” „kosztowności wszystkich narodów.” Co ciekawe, w Księdze Daniela 11:38 występuje pokrewne hebrajskie słowo, oddane tu przez „kosztowne rzeczy”. Oto cały ten werset:
„Ale na swoim miejscu będzie oddawał chwałę bogu twierdz; i bogu, którego nie znali jego ojcowie, będzie oddawał chwałę złotem i srebrem, i drogocennym kamieniem, i kosztownymi rzeczami”.
Oczywiście w wersecie tym nie chodzi o kosztowności natury „duchowej”, ani też o kosztowności „z punktu widzenia Jehowy” (swoją drogą trzeba tupetu, aby twierdzić o sobie i nakazywać innym, aby patrzyli na sprawy „z punktu widzenia Jehowy”!), jak to tłumaczy WTS przy omawianiu Księgi Aggeusza, ale chodzi tu o „kosztowności” z punktu widzenia „narodów”, czy też poszczególnych ludzi. I właśnie takie „kosztowności”, czyli ludzie inteligentni, wykształceni, o dużych możliwościach będą musieli odegrać czołową rolę w kształtowaniu „nowej ziemi”, jako że nie mają szans na to ci, którzy pogardzają wykształceniem i deprecjonują wagę nowych osiągnięć (choć nie do konca; drukarnie WTS pelne są nowinek technicznych, a strony internetowe WTS też niczego sobie...). Znaczącej roli nie odegrają też ci, którzy dostosowują się do owvch „rad” na temat wykształcenia pochodzących od rzekomego „kanału łączności” z Bogiem i rezygnują ze zdobywania niezbędnego dziś wykształcenia (bo przecież, jak to ujęła Strażnica z 15. 04. 2006 roku, w artykule pt. „Niech wasze ręce będą silne”, w par. 13 i 14, „rozwijanie swoich talentów to martwe uczynki”; to jedno z najbardziej haniebnych zdań a całej historii tzw. „Teokracji”).
Jak należy rozumieć omawiany werset z Księgi Aggeusza? Choć nie przepadam za określeniami typu „należy”, „wszelkie dowody wskazują” itp. (jak myślisz, drogi Czytelniku, dlaczego?), Pismo Święte zdaje się w tym wypadku dostarczać jasnej i jednoznacznej odpowiedzi. W Liście do Hebrajczyków 12:25-29 znajduje się bezpośrednie odniesienie do Księgi Aggeusza. Czytamy:

Baczcie, żebyście się nie wymawiali temu, który mówi. Bo jeśli nie uszli ci, co się wymawiali temu, który dawał Boskie ostrzeżenie na ziemi, to o ileż bardziej my nie ujdziemy, jeśli się odwrócimy od tego, który mówi z niebios. W owym czasie jego głos wstrząsnął ziemią, ale teraz obiecał, mówiąc: „Ja jeszcze raz poruszę ― nie tylko ziemią, lecz także niebem”. Otóż słowa „jeszcze raz” wskazują na usunięcie tego, co podlega wstrząsaniu, jako rzeczy uczynionych, aby pozostało to, co nie podlega wstrząsaniu. Skoro więc mamy otrzymać królestwo, którym nie można wstrząsnąć, trwajmy w życzliwości niezasłużonej, dzięki której możemy w sposób godny przyjęcia pełnić dla Boga świętą służbę ze zbożną bojaźnią i lękiem. Albowiem nasz Bóg jest także ogniem trawiącym.

Ze słów tych wynika, że zmiana ma być ostateczna i jednorazowa, poprzedzająca nastanie „królestwa, którym nie można wstrząsnąć”. Słowa te budzą skojarzenie ze słowami apostoła Piotra z jego Drugiego Listu, rozdziału, wersetów 11-13:
Skoro to wszystko ma się w ten sposób rozpuścić, jakimiż ludźmi powinniście być wy w świętych postępkach i czynach zbożnego oddania, oczekując i mając wyraźnie w pamięci obecność dnia Jehowy, za sprawą którego niebiosa, płonąc, rozpuszczą się, a elementy stopnieją od wielkiego gorąca! Są jednak nowe niebiosa i nowa ziemia, których oczekujemy zgodnie z jego obietnicą, i w nich ma mieszkać prawość.

Interpretacja Aggeusza podawana przez Towarzystwo jest fałszem. Służy podtrzymywaniu twierdzenia o tym, że WTS jest „organizacją Jehowy” i centrum „prawdziwego wielbienia”. W świetle tego typu i podobnych buńczucznych twierdzeń nasuwa się nieodparcie wniosek, że należałoby mocno potrząsnąć WTS-em, a zwłaszcza jego przywódcami. Na szczęście niewątpliwie Bóg „potrząśnie” wszystkim, co na takie „potrząsanie” zasługuje. Na zakończenie przyjrzyjmy się jednemu z powodów, dla których takie „potrząsanie” byłoby nadzwyczaj wskazane (przynajmniej z ludzkiego punktu widzenia). W książce z 2008 roku „Trwajcie w miłości Bożej” na temat służby cywilnej, która jeszcze do niedawna była niewskazana dla Świadków Jehowy, później zaś pod wpływem tzw. „nowego światła” stała się „kwestią sumienia” (swoją drogą ciekawy jest ten nakaz „włączania” i „wyłączania” sumienia; patrz polityka w sprawie krwi – to temat na osobny wpis), napisano na temat tego, jakie czynniki należy wziąć pod rozwagę przy podejmowaniu decyzji o ewentualnym podjęciu ww. służby:„Może ze względu na rozkład zajęć będę mógł poszerzyć zakres działalności teokratycznej, na przykład podjąć służbę pełnoczasową?" Trzeba przyznać, że faryzejskie szale wagi, na których „ważono” dobre i złe uczynki, aby następnie określić, która z szal jest cięższa, bledną przy powyżej cytowanym „zaleceniu”.

Czy to, co lepsze od tego, co gorsze, jest rzeczywiście dobre?

Wyobraź sobie, że zaproponowano ci konsumpcję dwóch przeterminowanych produktów spożywczych – jednego o 5 dni, a drugiego o miesiąc. Czy spożyjesz ten, który jest przeterminowany o 5 dni tylko dlatego, że prawdopodobnie jest świeższy od tego przeterminowanego przed miesiącem? Albo wyobraź sobie, że masz prowadzić jeden z dwóch samochodów. Pierwszy z nich ma uszkodzony silnik, sprzęgło i układ hamulcowy, zaś drugi tylko sprzęgło. Czy wsiądziesz do drugiego z tych aut w poczuciu bezpieczeństwa? Świadkowie Jehowy dobrze znają wypowiedź z listu Jakuba 2:10: „Kto bowiem przestrzega całego Prawa, ale czyni fałszywy krok w jednym szczególe, staje się przestępcą względem nich wszystkich.” Świadomi mocy tego wersetu przywódcy Towarzystwa opublikowali w Strażnicy z 1.12.2008 roku życiorys Rudolpha Stuarta Marshalla pod znamiennym tytułem „Szukałem błędów, a znalazłem prawdę”. W życiorysie tym znajduje się następujące zdanie: Obalenie choćby jednego z ich (Świadków Jehowy) wierzeń stawiałoby pod znakiem zapytania prawdziwość całej reszty. Przywódcy organizacji, publikując powyżej cytowane zdanie, zdają się nie dostrzegać tego, że wnikliwe i dokładne zbadanie faktów ptrzez R. S. Marshalla musiałoby zaowocować niezaistnieniem jego życiorysu w omawianej Strażnicy. Jednak życiorys taki zaistniał i został opublikowany. Jak to możliwe? Wchodzą tu w grę trzy możliwości:
1. Życiorys ten jest dziełem zdolnego bajkopisarza w Biurze Głównym
lub
2. Brat ten nie zna problemów wyłaniających się przy bliższej analizie wielu nauk Towarzystwa
lub
3. (najgorsza ewentualność) Brat ten nie chce wiedzieć o tych problemach, mamiony „ostrzeżeniami” przed czytaniem tzw. „literatury odstępczej”

Obawiam się, że w grę wchodzi (niestety) trzecia ewentualność, ponieważ jak wynika z treści publikowanego życiorysu (co ma oczywiście odpowiednio oddziaływać na umysły w większości słabo wykształconych i chwalonych za to Świadków Jehowy), jego autor posiadł gruntowne wykształcenie teologiczne i świeckie, będąc m.in. doktorantem Uniwersytetu Stanforda oraz doradcą stanowym mającym niebagatelny wpływ na sposób używania funduszy w celach edukacyjnych, zajmując się tym zagadnieniem przez 28 lat. Jeśli Świadek Jehowy, szczególnie umiłowany przez organizację niewykształcony Świadek, przeczyta w Strażnicy życiorys brata, który jest inteligentny, który ma doktorat uniwersytecki, który posiadł gruntowne świeckie oraz teologiczne, jezuickie wykształcenie i który twierdzi, że nie znalazł ani jednego błędu w naukach Świadków Jehowy – to cel, jaki postawili sobie przywódcy organizacji, a mianowicie, aby utrwalać w umysłach czytelników literatury przeświadczenie o posiadaniu pełnej, niekwestionowanej prawdy – zostaje osiągnięty. Tymczasem, jak wiedzą dobrze czytelnicy tej witryny, nie brakuje nauk Świadków Jehowy, które nijak się mają do Pisma Świętego. Zwróćmy chociażby uwagę na jedną z kluczowych nauk organizacji – naukę o tym, jakoby w 1914 roku rozpoczęło się niewidzialne panowanie Królestwa Bożego. Tymczasem zgodnie z biblijną i zdroworozsądkową definicją greckiego słowa parousia, tłumaczonego na „obecność” w Przekładzie Nowego Świata, ma ona miejsce razem z powtórnym przyjściem Chrystusa, a nie przed nim. W śnie o posągu opisanym w 2 rozdziale Księgi Daniela Boskie wyjaśnienie samo biegnie aż do dzisiejszych dni, zaś w wizji drzewa z 4 rozdziału – NIE. Jest tam wyraźnie podkreślone, że sen dotyczy króla, a uwaga o „najuniżeńszym z ludzi” (słowa króla po odzyskaniu rozumu) jest uwagą o charakterze uniwersalnym, a nie proroctwem. Czy Bóg miałby w tym miejscu posłużyć się Nabuchodonozorem – dumnym pogańskim władcą, czcicielem Marduka – w celu podania mesjańskiego proroctwa? Przecież sam apostoł Paweł mówi, że TYLKO Żydom zostały powierzone „wyrocznie Boże” (Rzymian 3:2, BW), włącznie z wrogim Jezusowi Kajfaszem, który prorokował, że jeden człowiek umrze za lud (Jana 11:51, 18:14). Dla przypomnienia warto przytoczyć kilka niemożliwych lub hipotetycznych założeń, które musiałyby być spełnione, aby poprzeć doktrynę WTS. 
1. Sen dotyczy nie tylko króla Nabuchodonozora (brak dowodów)
2. Początek spełniania się proroctwa przypada wcześniej niż jego podanie (ABSURD!)
3. Przywrócenie panowania Nabuchodonozora, który obalił miniaturowe Królestwo Boże, obrazuje przywrócenie większego Królestwa Mesjasza (ABSURD!)
4. „7 czasów” ze snu Nabuchodonozora to 7 lat (nie ma na to żadnych dowodów)
5. Owe 7 lat to lata księżycowe po 360 dni (nie ma na to żadnych dowodów)
6. Należy je zestawić z 12 rozdziałem Apokalipsy (pomysł WTS i poprzedników (np. J.A. Brown – 1823 rok).
7. Należy zastosować regułę „dzień za rok” (nadinterpretacja, użycie tej reguły wyraźnie zalecił sam Jahwe Bóg dwukrotnie – w wypadku omawianego snu Nabuchodonozora o drzewie – nic takiego nie miało miejsca)
8. Jezus w Ewangelii wg Łukasza 21:24 mówił o zburzeniu Jeruzalem przez Babilończyków (nielogiczne)
9. Początek „czasów pogan” to rok 607 p.n.e. (wg Biblii, Józefa Flawiusza i obecnego stanu wiedzy był to rok 587 lub 586 p.n.e.). Wystarczy uważnie przeczytać Księgę Zachariasza 1:12 oraz 7:4,5, a także „Przeciw Apionowi” 1:21 Flawiusza i samemu wyciągnąć wnioski.
10. 2520 lat (po przeliczeniu „dzień za rok”) księżycowych=2520 lat astronomicznych (to już absurd do kwadratu)

Cała ta powyżej omawiana „wyliczanka” służy utrzymywaniu doktryny o latach 1914, 1918, 1919 i rzekomym wybraniu i osądzeniu wtedy „niewolnika”. Likwidacja tej doktryny powoduje runięcie całego gmachu fałszywych nauk opartych na błędnej chronologii, a przede wszystkim upadek nadanego sobie przez przywódców WTS statusu tzw. „kanału łączności” z samym Bogiem. Czyżby nie był tego świadomy Rudolph Stuart Marshall? A czy nie jest tego świadome przywództwo WTS? Usiłuje ono wmówić Świadkom Jehowy, że są jedyną „religią prawdziwą”, a na „dowód” rzekomej prawdziwości tak buńczucznego twierdzenia przywołuje fragmenty 2 rozdziału Księgi Izajasza i pokrewne cytaty z 4 rozdziału Księgi Micheasza. Np. w Izajasza 2:2-4 czytamy:
I stanie się pod koniec dni, że góra domu Jehowy będzie utwierdzona ponad szczytem gór i wyniesiona ponad wzgórza; i popłyną ku niej wszystkie narody. I wiele ludów pójdzie i powie: „Przyjdźcie i wstąpmy na górę Jehowy, do domu Boga Jakubowego; a on będzie nas pouczał o swoich drogach i będziemy chodzić jego ścieżkami”. Z Syjonu bowiem wyjdzie prawo, a słowo Jehowy – z Jerozolimy. I wyda wyrok wśród narodów oraz uporządkuje sprawy wielu ludów. I przekują swe miecze na lemiesze, a swe włócznie na noże ogrodnicze. Naród nie podniesie miecza przeciw narodowi ani się już nie będą uczyć wojowania.
Ale czy rzeczywiście DZISIAJ spełniają się te słowa? Zwróćmy uwagę na kontekst, np. wersety 11-21  tego samego, drugiego rozdziału księgi Izajasza:
Harde oczy ziemskiego człowieka zostaną poniżone, a pyszałkowatość ludzi się ugnie i w owym dniu sam Jehowa będzie wywyższony. Bo dzień ten należy do Jehowy Zastępów. Przychodzi na każdego wywyższającego się i wyniosłego, a także na każdego wyniesionego lub poniżonego; i na wszystkie wysokie i wyniosłe cedry Libanu, i na wszystkie okazałe drzewa Baszanu; i na wszystkie wysokie góry, i na wszystkie wyniosłe wzgórza; i na każdą wysoką wieżę, i na każdy warowny mur; i na wszystkie okręty Tarszisz, i na wszystkie wspaniałe statki, I wyniosłość ziemskiego człowieka się ugnie, a pyszałkowatość ludzi zostanie poniżona; i w owym dniu sam Jehowa będzie wywyższony. A bezwartościowi bogowie całkowicie znikną. Ludzie zaś wejdą do jaskiń w skałach i do dołów w prochu - przed grozą Jehowy i przed jego wspaniałym dostojeństwem, gdy powstanie, by zatrzęsła się ziemia. W owym dniu ziemski człowiek rzuci ryjówkom i nietoperzom swoich nic niewartych bogów ze srebra oraz bezwartościowych bogów ze złota, których dla niego uczyniono, by się im kłaniał, żeby wejść do jam w skałach i do rozpadlin skalnych przed grozą Jehowy i przed jego wspaniałym dostojeństwem, gdy powstanie, by zatrzęsła się ziemia.
Oczywiście nic z tego, co wymieniają powyżej cytowane wersety – nie ma obecnie (jeszcze) miejsca. Toteż cytowanie wyrwanych z kontekstu wersetów w oderwaniu od całości w celu „uzasadnienia” doktryny o tym, jakoby WTS było „górą domu Jehowy” do której zmierzają „wszystkie narody” (nawiasem mówiąc – NARODY, a nie pojedynczy ludzie z nich się wywodzący) jest zwykłym nadużyciem, a mówiąc wprost – kłamstwem, którego istnienie w tej i innych sprawach trudno pogodzić z nadanym sobie mianem „religii prawdziwej”. Werset pokrewny z Księgi Micheasza 4:4 dobitnie wskazuje, że proroctwo z Księgi Izajasza i Micheasza dotyczy przyszłości:
I będą siedzieć, każdy pod swą winoroślą i pod swym drzewem figowym, i nikt nie będzie ich przyprawiał o drżenie; powiedziały to bowiem usta Jehowy Zastępów.
Oczywiście dziś dalecy jesteśmy od warunków opisanych w powyższym wersecie. Niektórym (chyba większości) trudno się pogodzić, iż zostaliśmy wprowadzeni celowo w błąd. Powinniśmy być wdzięczni naszemu Bogu, że otwiera nam oczy coraz wyraźniej na fakty. Nasze wyobrażenia o „wielkim ucisku” też najprawdopodobniej są błędne. Może on się zacząć od sądu nad organizacją (założywszy, że odgrywa ona jakąś szczególną rolę), a „religia fałszywa” nadal będzie się jeszcze mieć w tym czasie bardzo dobrze. Polecam w tym miejscu lekturę 11-tego rozdziału Apokalipsy bez „pomocy” w postaci książki „Objawienie”. Jako ciekawostkę mogę podać że „watchman”, czyli Robert King nazwał doktrynę o roku 1914 nauką pochodzącą od Diabła. Większość Świadków Jehowy, zatrwożona odkryciem takich jak powyższe i podobnych faktów, zapytuje: – Ale DOKĄD mamy iść” – i przywołuje fragment z 6-tego rozdziału Ewangelii wg Jana, wersety 67 i 68:
Wtedy Jezus rzekł do dwunastu: Czy i wy chcecie odejść? Odpowiedział mu Szymon Piotr: Panie! Do kogo pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego.
WTS również bardzo chętnie cytuje te słowa, odnosząc je do tych członków społeczności, którzy zgorszeni i rozczarowani organizacją, a szczególnie jej coraz to bardziej „uaktualnianymi” (czytaj: zmienianymi bez ładu i składu) naukami, rezygnują z aktywności mając poczucie znalezienia się w ślepym zaułku. WTS zestawia się z Mistrzem, który nigdy nie musiał zmieniać swoich nauk, ponieważ zawsze były prawdziwe. Zgorszenie uczniów Jezusa (nieuzasadnione) w niczym nie przypomina zgorszenia uczniów WTS (uzasadnionego aż nadto!). Klucz do zrozumienia wypowiedzi Jezusa kryje się w zdaniu „Do kogo pójdziemy?” Apostoł Piotr nie powiedział: „Dokąd pójdziemy” lecz: „Do kogo pójdziemy”. Istnienie starszych, sług pomocniczych i zborów, mające być wg często powtarzanego przez WTS twierdzenia dowodem, że to właśnie organizacja zarządzana przez Towarzystwo jest „prawdziwym zborem”, nie jest żadnym dowodem – wszak inne religie, szczególnie o protestanckim zabarwieniu, posiadają często bardzo podobną strukturę. W Ewangelii wg Mateusza 18:20 czytamy:
Bo gdzie jest dwóch lub trzech zebranych w moim imieniu, tam jestem pośród nich.
Jak widać, werset ten nic nie mówi o organizacji, a jednak Mistrz zapewnia, że będzie wśród prawdziwych naśladowców nawet wtedy, gdy będzie ich tak mało, że zupełnie nie będzie potrzebna jakaś widzialna struktura organizacyjna. Gdyby dowodem prawdziwości wiary miało być istnienie takiej rozbudowanej struktury, Jezus nie powiedziałby słów zapisanych w Ewangelii wg Łukasza 18:8:
(…) kiedy jednak przybędzie Syn Człowieczy, czy rzeczywiście znajdzie wiarę na ziemi?

Chrześcijanie muszą trwać przy CHRYSTUSIE, choćby miało to oznaczać, że nie ma DOKĄD chodzić. Zadajmy jeszcze raz pytanie: Czy to co lepsze, od tego, co gorsze, jest rzeczywiście dobre?

Sekciarska "Skrzynka pytań"

                                                    Skrzynka pytań
Czy niewolnik wierny i roz­tropny" popiera tworzenie nieza­leżnych grup Świadków Jehowy spotykających się w celu zgłębia­nia zagadnień biblijnych lub to­czenia dyskusji na takie tematy? (Mat. 24:45,47).
Nie, klasa „niewolnika" nie zachęca do tego typu działań. Mimo to w różnych częściach świata nieliczne osoby identyfi­kujące się z naszą organizacją tworzą grupki, które na własną rękę zajmują się roztrząsaniem zagadnień biblijnych. Jedni gru­powo studiują hebrajszczyznę i grekę z myślą o analizie dokład­ności Przekładu Nowego Świa­ta. Inni zgłębiają zagadnienia naukowe związane z Biblią. W ce­lu wymiany poglądów i prowa­dzenia dyskusji osoby takie za­kładają strony internetowe oraz czaty. Organizują też konferen­cje i wydają publikacje, w któ­rych przedstawiają rezultaty swoich badań, aby uzupełnić in­formacje przekazywane podczas chrześcijańskich zebrań i na ła­mach naszej literatury.
Lud Jehowy na całej ziemi otrzymuje pod dostatkiem pouczeń i zachęt na zebraniach zborowych, zgromadzeniach, kongresach oraz w publika­cjach wydawanych przez organi­zacje Bożą. Jehowa za pośred­nictwem swego świętego ducha oraz Słowa prawdy dostarcza swoim sługom wszystkiego, cze­go potrzebują, by byli „stosow­nie zjednoczeni, mając ten sam umysł i ten sam tok myśli", oraz by pozostawali „ustaleni w wie­rze" (l Kor. 1:10; Koi. 2:6, 7). Jes­teśmy bardzo wdzięczni Jehowie za wszystko, co dla nas czyni w tych dniach ostatnich. Dlate­go „niewolnik wierny i roztrop­ny" nie popiera publikacji, spot­kań czy stron internetowych, które nie są tworzone lub or­ganizowane pod jego nadzorem (Mat. 24:45-47).
To godne pochwały, gdy po­szczególne jednostki pragną ko­rzystać z umiejętności myślenia, by wspierać dzieło głoszenia do­brej nowiny. Jednak żadne oso­biste przedsięwzięcia nie powin­ny odwracać naszej uwagi od tego, co Jezus Chrystus czy­ni dziś za pośrednictwem swego ziemskiego zboru. W I wieku n.e. apostoł Paweł przestrzegał przed angażowaniem się w wyczerpu­jące, czasochłonne badanie różnych spraw, miedzy innymi rodowodów, które prowadzą do­nikąd, a które raczej powo­dują powstawanie pytań wy­wołujących dociekania, zamiast sprzyjać udzielaniu czegoś przez Boga w związku z wiarą" (l Tym. 1:3-7). Wszyscy chrześcijanie starają się stronić „od głupich dociekań i rodowodów, i waśni, i walk dotyczących Prawa, są bo­wiem nieużyteczne i daremne" (Tyt. 3:9).
Tym, którzy chcieliby dodat­kowo poszerzyć zakres osobis­tego studium Biblii, polecamy leksykon Wnikliwe poznawanie Pism, książkę „Cale Pismo jest natchnione przez Boga i poży­teczne" oraz inne nasze publi­kacje— na przykład omawiają­ce proroctwa Daniela i Izajasza oraz Księgę Objawienia. Moż­na tam znaleźć wiele materiałów pomocnych w studiowaniu Bib­lii, dzięki którym będziemy 'na­pełnieni dokładnym poznaniem woli Boga we wszelkiej mądrości i w duchowym pojmowaniu, tak byśmy chodzili w sposób god­ny Jehowy, aby mu się w peł­ni podobać, dalej wydając owoc we wszelkim dobrym dziele oraz wzrastając w dokładnym pozna­niu Boga' (Kol. 1:9, 10).



Ta pochodząca z wrześniowej NSK „Skrzynka pytań” wyraźnie niestety ujawnia, w jakim kierunku – i to milowymi krokami – zmierza organizacja.
W lipcowej NSK ostrzegała po raz kolejny przed korzystanie z Internetu, w którym roi się od zamaskowanych osobników, pedofilów i – oczywiście – odstępców. Ponieważ organizacja traktuje Świadków Jehowy jak małe dzieci, które są pozbawione umiejętności rozeznania, więc lepiej, aby w ogóle nie korzystali z Internetu, chyba że ze strony watchtower.org (co jednak, gdy ktoś w dobrej wierze wpisze po kropce pl?!). Ale okazuje się, że prawdziwe niebezpieczeństwo czai się wśród samych członków organizacji. Wprawdzie zezwala im ona na spotykanie się, ale biada im, gdyby rozmowa zeszła na tematy biblijne. Wszak „lud Jehowy na całej ziemi otrzymuje pod dostatkiem pouczeń i zachęt na zebraniach zborowych, zgromadzeniach, kongresach oraz w publikacjach wydawanych przez organizację Bożą” (..) Dlatego „niewolnik wierny            i roztropny" nie popiera publikacji, spotkań czy stron internetowych, które nie są tworzone lub organizowane pod jego nadzorem (Mat. 24:45-47).
Ale dlaczego „niewolnik” nie popiera takich działań? Otóż okazuje się,       że niektórzy studiują hebrajszczyznę i grekę z myślą o analizie dokładności Przekładu Nowego Świata. Inni zgłębiają zagadnienia naukowe związane    z Biblią. W celu wymiany poglądów i prowadzenia dyskusji osoby takie zakładają strony internetowe oraz czaty. Organizują też konferencje i wydają publikacje, w których przedstawiają rezultaty swoich badań.

Tu was boli, drodzy przedstawiciele „organizacji Bożej”! Przecież przy braku znajomości oryginalnych języków Biblii i gloryfikacji braku wykształcenia nie jest możliwe wydanie naprawdę dobrego przekładu. A ci, którzy zgłębią „hebrajszczyznę i grekę” rychło dostrzegą błędy przekładu NŚ. Ci zas którzy „zgłębiają zagadnienia naukowe związane z Biblią”, przekonają się rychło, że np. chronologia Towarzystwa nijak nie zgadza się ani z Biblią, ani z historią, a służy jedynie doktrynie pozwalającej „niewolnikowi” przypisywać sobie status, którego nie posiada.
Pycha i samozadowolenie wydawców literatury skłania ich do zalecenia, aby ci, „którzy chcieliby dodatkowo poszerzyć zakres osobistego studium Biblii”, czytali w tym celu publikacje Towarzystwa. Aż trudno uwierzyć, aby autorzy podobnych „rad” byli nieświadomi faktu, że to właśnie ich publikacje, w których roi się od błędów (z książką Objawienie na czele), ich stagnacja i uparte trzymanie się skompromitowanych doktryn powodują, że myślący Świadkowie Jehowy czuja potrzebę spotykania się na bazie prawdziwej wolności chrześcijańskiej. Podane w artykule wersety zupełnie nie pasują do zaistniałej sytuacji, jako że raczej nikt nie rozmawia o „rodowodach” czy też nie prowadzi „walk dotyczących Prawa”. Na wszelki wypadek jednak pisarz artykułu z NSK zrównał potępionych przez organizację dyskutantów z prowadzącymi „głupie dociekania”, posługując się dla wzmocnienia swoich wywodów Listem do Tytusa. Skostniali w myśleniu przywódcy Towarzystwa w obawie o swoją najwyraźniej coraz bardziej chwiejącą się pozycję próbują „zawracać Wisłę kijem”, niepomni tego, czego uczy historia religii o podobnych przypadkach.
Jezus powiedział: „Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mat. 18:20, BW).  Czy widać w tych słowach jakąś aluzję do nadzorującego owo „zgromadzenie” „niewolnika”?     

Czytelnicy "Przebudźcie się!" - PRZEBUDŹCIE SIĘ!

Za zgodą redakcji www.komitetsadowniczy.net zamieszczam poniższy materiał.
W dn. 7.05. 2011 roku w Warszawie odbyła się bardzo ciekawa konferencja na temat sekt i zagrożeń płynących z kontaktu z nimi. Niektóre opisy mrożą krew w żyłach. W tym "doborowym" towarzystwie znalazł się - i słusznie - ruch religijny Świadków Jehowy nadzorowany przez Ciało Kierownicze i Towarzystwo Strażnica (str. 41-54 podlinkowanego powyżej materiału). Pan Achille Aveta, były świadek Jehowy, niezależny dziennikarz i pisarz z Włoch poddał surowej ocenie, popartej mocnymi dowodami, ostracyzm wobec krytyków ruchu, narzucony pod pozorem rzekomej lojalności wobec Boga wiernym, przez bezwzględnych przywódców sekty. Praktyka ta znana jest pod anglojęzyczną nazwą "shunning". Opisane są - zakończone wyrokami sądowymi - a więc nie zmyślone przez rzekomych "odstępców - przypadki przymusowej rewizji osobistej oraz naruszenia prywatności i miru domowego przez zamaskowanych, kryjących się za zasłonietymi szybami samochodu osobników, którzy ze sprzętem filmowym zaczaili się, aby za jego pomocą pozyskać dowód "przestepstwa" polegającego na kontakcie członków ruchu z osobami z niego wykluczonymi lub tymi, którzy sami postanowili odejśc. Warto zastanowić się nad poniższym fragmentem, doskonale opisującym istotę "shunningu":

Uciekanie się do groźby ostracyzmu będącego konsekwencją wykluczenia, w celu zastraszenia członków i skłonienia ich do postępowania niezgodnego z własnym sumieniem, czy też wywieranie presji, aby uwierzyli w twierdzenia, które w swoim przekonaniu uważają za niezgodne z Biblią, jest formą wymuszenia duchowego, szantażu duchowego. Może nie jest łatwo takie postępowanie rozpoznać i zdemaskować je tak, jak to się dzieje w przypadku kradzieży i zabójstwa, czy też oszustwa i wymuszenia o charakterze materialnym, jednak jest ono tak samo niemoralne i w niektórych przypadkach nawet jeszcze gorsze niż inne przestępstwa kodeksowe (pogr. red.).

Warto zapoznać się z cytowanym w materiale listem Towarzystwa pochwalającym zaniechanie kontaktu z własnym ojcem (czcij ojca i matkę swoją???) jako wyraz rzekomego przestrzegania "mądrych rad i wskazówek Bożych i z "uzasadnieniem" takiego ohydnego postepowania tym, że wg anonimowych, jak zwykle, autorów owego listu, ojciec ów jest "zatwardziałym grzesznikiem".

Kto dał tym ludziom prawo takiego wyrokowania? Dlaczego do tej pory ów "szantaż duchowy", jawne podżeganie do nienawiści, nielegalne i poniżające godnośc ludzką tajne "komitety sądownicze" są tolerowane przez wszystkie tzw. "demokratyczne" kraje? Dlaczego ów ciemnogród nie tylko nadal funkcjonuje, ale - wzmacniany przez ostatnie publikacje - ma się wręcz coraz lepiej?

Jak to możliwe, że ma miejsce sytuacja trafnie opisana przez p. Aveta?:

Osoba, której Ruch Towarzystwo Strażnica – za pośrednictwem „starszych” – przybije piętno „Wykluczonego” jest dla członków ruchu jak „martwy”. Konkretna przyczyna, dla której tak się dzieje, nie ma znaczenia. To „przyklejona” etykieta, a nie jej uzasadnienie determinuje traktowanie wykluczonego (pogr, red.).

Słowa prokuratora greckiego wobec prześladowców niewinnych osób, które chciały w sposób niezależny od dogmatyków Watchtower studiować Slowo Boże, trafnie oddają istotę problemu:

„Nie wierzę, że istnieje bodaj jedna organizacja chrześcijańska, która mówi swoim członkom, żeby posługiwali się kłamstwem, ale ponieważ oskarżony i jego organizacja to czynią, żądam, aby wzięli na siebie odpowiedzialność i powiedzieli otwarcie: „Tak, szpiegowaliśmy”. Ale skoro organizacja robi takie rzeczy, czego można oczekiwać od jej członków? Używali specjalistycznego sprzętu i niektórzy świadkowie przyłapali ich na gorącym uczynku podczas filmowania, jednak oni obstają przy twierdzeniu, że nie szpiegowali, tylko filmowali. Wszystko to nie przysparza chwały ani oskarżonym, ani organizacji, do której należą. Każdy z nas może należeć do organizacji, która mu się najbardziej spodoba, ale możemy również swobodnie opuścić jej szeregi i robić to, co chcemy, byleby w granicach prawa… Czy fakt, że ktoś porzuca organizację, odchodzi z niej, daje komukolwiek prawo do śledzenia tej osoby (pogr. red.)? Prawo zakazuje używania jakichkolwiek urządzeń rejestrujących, od magnetofonu po kamerę video, po to by wtrącać się w życie i zwyczaje innych ludzi. Prywatne życie każdego z nas nie może w żadnym razie podlegać kontroli, dotyczy to również naszych osobistych przekonań. Chodzi o bardzo poważną sprawę. Oskarżonych zastano, gdy byli zajęci rejestracją życia prywatnego powodów przy użyciu sprzętu video i to, co było oczywiste, nieprzypadkowo. Towarzystwo Strażnica, nauczając, że jest „jak arka” i że tylko wchodząc na jej pokład można dostąpić zbawienia, bo jest łodzią bożą, uzależnia w znaczny sposób swoich członków, co skłania ich do czynów stanowiących zagrożenie dla praw człowieka” (pogr. red.).

Przypomnijmy w tym miejscu jeszcze raz, że Sąd orzekł o winie oskarżonych.

Warto zaznaczyć, że jako motto do swego wykładu p. Aveta użył słów Martina Luthera Kinga:
„Problemem nie są źli ludzie, ale milczenie dobrych”.

Drogi Czytelniku tej i zaprzyjaźnionych witryn. Zacznij działać! Przestań wspierać złoczyńców!
Weź sobie do serca słowa M. L. Kinga!
"Człowiek zostaje przyjęty do kościoła za to w co wierzy, a wykluczony za to, co wie" - Mark Twain