Strony

środa, 18 czerwca 2014

Jak oni to zrobili???

Odnowiłem niedawno po wieku latach mailowy kontakt ze znajomym sprzed lat. Zapamiętałem go jako osobę myślącą, nie przyjmującą ślepo wykładni i interpretacji „kanału łączności”. Przedstawiłem więc w mailu kilka zagadnień dotyczących m.in. niebiblijnego pochodzenia łotrowskich „komitetów sądowniczych”, powiązania WTS z ONZ, hańby ukrywania i tuszowania przez przywódców licznych przypadków pedofilii i molestowania seksualnego nieletnich oraz kilka innych zagadnień, oszczędzając jednak adresatowi maila zbyt wielu szczegółów, chociażby ze względu na długi brak kontaktu.
Całość zakończyłem zachętą do zbadania własnej religii (skąd my to znamy!?) oraz podsumowaniem z którego wynikało, że daremnie dziś oczekiwać istnienia nieskażonej, „prawdziwej” religii, co wynika chociażby z przypowieści Jezusa o pszenicy i chwastach, a którą to przypowieść WTS, aby uniknąć niewygodnej dla siebie konkluzji, zinterpretowało w kuriozalny sposób (zob.  

Odpowiedź, jaką otrzymałem od adresata maila potwierdziła moje najgorsze obawy.
Mimo deklaracji o „otwartości” w mailu zwrotnym padły słowa o tym, że Internet to „ściek”  (jednak WTS też tam istnieje, więc co jest!?), znalazło się też tam porównanie odejścia Adama i Ewy od Boga do odejścia od organizacji, sugestia niepublikowania „wewnętrznych” problemów podparta zupełnie błędnym skojarzeniem z 6 rozdziałem 1 Listu do Koryntian, zarzut hańbienia Imienia Bożego, wreszcie oskarżenie o szerzenie podziałów i sianie zgorszenia, przeświadczenie o tym, że organizacja WTS to „arka”, a w końcu komunały o „kalaniu własnego gniazda” i „kąsaniu ręki która nas wykarmiła” itd.

RĘCE OPADAJĄ!

Jak oni to zrobili??? Jak to możliwe, ze WTS wychowało sobie tysiące, może nawet miliony, wiernopoddańczych apologetów? Jak to możliwe, że mimo szemranego fundamentu organizacji, fałszywych proroctw, zakłamanej polityki w sprawie krwi, złamania neutralności i siania nienawiści do myślących inaczej niż zezwala na to WTS – nadal – pozornie myślący – świadkowie posługują się w argumentacji organizacyjnym slangiem wpojonym im na zebraniach, przez co rozmowa z nimi staje się jeszcze trudniejsza niż z najbardziej zatwardziałymi członkami innych wyznań?
Odpowiedź jest stosunkowo prosta: to właśnie tysiące godzin zebrań, zgromadzeń, konwencji, kongresów itp. powodują wtłoczenie do głów większości słuchaczy sterty bezużytecznych schematów, jednak niezwykle użytecznych dla przywódców organizacji.
Nie spodziewajmy się spadku liczby apologetów. Jedyne, co można uczynić, to krok po kroku leczyć z organizacyjnego amoku tych, którzy pragną uzdrowienia. Innym pomóc się nie da – przynajmniej na razie.