Ostatnio przymusiłem się do oglądnięcia
strażnicowego „serialu” pt. „Pamiętaj o żonie Lota”. Naprawdę bardzo trudno wytrzymać te ponad 1,5
godziny propagandy. Wynika z niej m.in. że:
1. Wszelka ambicja w życiu i dążenie do postępu są rzeczami
karygodnymi.
2. Chęć poprawy warunków
bytowych 4-osobowej rodziny poprzez przeniesienie się do większego mieszkania
jest zdrożna.
3. Ową zdrożność pogłębia chęć podjęcia pracy przez żonę głównego
bohatera; aby podołać kosztom zamieszkania w lepszych warunkach, musi ona
podjąć pracę, nie konsultując tego – o zgrozo – z własnym mężem.
4. Rodzina ponosi wielkie
szkody pod względem duchowym gdyż:
a/przestają pionierować
(czytaj: stojakować)
b/odnawiają kontakty z
tzw. cielesną rodziną, która nie jest „w prawdzie” (strata czasu, osłabienie
duchowe)
c/ jedna z córek staje
się nieaktywna, ponieważ ciężko pracuje w
firmie wdrażającej i testującej nowy lek ratujący życie, zapominając o
tym, iż jest to bezcelowe i jałowe, ponieważ tylko Królestwo Boże przyniesie
ratunek, co uświadamia jej ojciec rodziny. Do tego córka owa ma koleżankę w
pracy wychowywaną przez dwie matki i tolerancyjnego dla gejów kolegę.
Autorzy celowo przerysowują ambicję żony głównego bohatera,
dorabiając jej do naturalnej przecież
chęci poprawy warunków życia dążenie do snobistycznego otaczania się jedynie
ludźmi bogatymi i strofowanie córek za odmienne myślenie w tej kwestii. Ma to
służyć wyrobieniu sobie przez widza konkretnego poglądu, a mianowicie, że
dążenie do postępu równa się materializm plus ruina duchowa. Do skompletowania
fabuły dochodzi jeszcze wizytujący rodzinę i zbór wiecznie uśmiechnięty pionier
„brat Williams”, który – jak słusznie zauważa na początku filmu
„zainteresowany” (później ochrzczony wraz ze swoją rodziną) – żyje na koszt
zboru, jeżdżąc wypasioną bryką i nosząc eleganckie ubrania. I chyba – wbrew
intencjom twórców filmu – główny bohater słabo dość obala ten zarzut, mówiąc że
„bratu Williamsowi” się to należy, bo przecież jest kaznodzieją i wygłasza budujące
wykłady, a ponadto kiedyś był biznesmenem, więc zna życie(!).
Podobnie kiepsko idzie mu obalenie zdania żony, która nieśmiało
sugeruje, że odczuwanie pragnień homoseksualnych może być wrodzone, a nie
jedynie nabyte.
Jest jeszcze wiele innych wątków, każdy może film obejrzeć, więc nie
ma sensu tu ich wszystkich wyłuszczać. Istotna jest kwintesencja zaprogramowana
przez autorów. Jeśli żona bolejącego przez cały film nad upadkiem rodziny
głównego bohatera nie przyjdzie na uroczystość Pamiątki, będzie to tożsame z
postępowaniem żony Lota, która zwiedziona bogactwem, oglądnęła się w tył i
zamieniła w słup soli. Na szczęście wszystko wraca do normy: żona zdąża na
Pamiątkę, a rodzina z wielką radością wraca do ciasnego mieszkania.
Oglądając ten „Hollywood” ucieszyłem się jedynie, że ów współczesny
Lot nie stracił żony, dzięki czemu można mieć nadzieję, że jego dwie córki nie
upiją go w wiadomym celu, a jego dojrzałość duchowa nie pozwoliłaby mu ich
oddać na pastwę zboczeńców, jak to – niestety – uczynił jego pierwowzór. Więcej powodów do zadowolenia nie znalazłem.
I kto mi teraz zwróci te półtorej godziny???