Namaszczenie
Zbliża się kolejna rocznica śmierci naszego Pana i znów rozgorzeją dyskusje pt. "spożywać - nie spożywać". Może poniższe wywody będą w jakiś sposób pomocne...
Czytając w literaturze WTS (czasami jeszcze mi się to zdarza) o osobach „namaszczonych” zacząłem się poważnie zastanawiać, co to właściwie znaczy i do jakiego stopnia „strażnicowa” wykładnia wpływa nadal na pojmowanie przez wiele osób Pisma Świętego, mimo deklarowanej swobody myślenia. Twierdzenie Towarzystwa, że w I wieku n.e. wszyscy „z automatu” mieli „nadzieję niebiańską” implikuje powstawanie trudnych pytań i wątpliwości dotyczących metody działania naszego Boga, np.:
Czy człowiek opisany w 1 Liście do Koryntian, 5 rozdziale, który dopuszczał się takiej ohydy, że jak to ujął apostoł Paweł, taka rzecz „się nie zdarza nawet u pogan”, (choć wprawdzie okazał później skruchę i tenże sam apostoł prosił zbór, aby go przyjął z powrotem – zob. 2 List do Koryntian, rozdział 2), miałby dzierżyć władzę, jako członek 144000 „wykupionych z ziemi” nad prorokami i mężami wiary czasów przedchrześcijańskich, których „świat nie był godzien” (Hebr. 11:38) tylko z tego powodu, że urodził się kilkaset lat później i został chrześcijaninem (choć jak widać, kiepsko mu to wychodziło)? Czy o takim człowieku można powiedzieć, że „nie skalał się z niewiastami” (Apokalipsa 14:4) – cokolwiek werset ten oznacza? Czy Bóg działa jak automat??? Czyż nie może być raczej tak, jak pisałem tutaj na temat wypowiedzi Jezusa z Mat. 22:14? A jak należy rozumieć wypowiedź z Listu do Hebrajczyków 11:16 (NW) dotyczącą wiernych patriarchów?
Teraz jednak zabiegają o lepsze miejsce, mające związek z niebem. Dlatego Bóg się ich nie wstydzi, gdy jest wzywany jako ich Bóg, bo przygotował dla nich miasto.
Wiem, że Jezus powiedział w Ewangelii wg Jana 3:13 (NW):
Ponadto nikt nie wstąpił do nieba oprócz tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego.
Słowa te jednak zostały wypowiedziane przed czasem zmartwychwstania nie tylko wiernych chrześcijan, ale nawet samego Jezusa. Wcale zatem nie wykluczają „niebiańskiej” nadziei dla starożytnych mężów wiary. Zaś słowa zapisane w Ewangelii wg Mateusza 11:11 (NW) dotyczą roli, jaką Jan Chrzciciel odegrał na ziemi jako człowiek, wcale niekoniecznie przesądzając o jego przyszłości.
Wśród narodzonych z niewiast nie został wzbudzony większy niż Jan Chrzciciel; lecz pomniejszy w królestwie niebios jest większy niż on.
Przy zmartwychwstaniu wszak Jan Chrzciciel nie będzie „zrodzony z niewiast”, tak więc kwestia pozostaje otwarta.
W 1 Liście Jana 2:27 (NW) czytamy:
A w was pozostaje namaszczenie, któreście od niego otrzymali, i nie potrzebujecie, żeby ktoś was nauczał; ale jak namaszczenie od niego uczy was o wszystkim i jest prawdziwe, a nie jest kłamstwem, i jak was nauczyło, pozostawajcie w jedności z nim.
Szczególnie od r. 2007 Strażnica uczy, że w zasadzie „pomazańcy” niczym się nie różnią od „drugich owiec” pod względem zrozumienia, wnikliwości i – uwaga! – nie utrzymują, że na pewno mają większą miarę ducha świętego! (Zob. Strażnicę z 1 maja 2007 str.30,31, Pytanie czytelników) Czy to logiczne? Po czym więc w takim razie „nie-pomazańcy” mają rozpoznać namaszczenie u swoich braci, którego przejawy faktycznie potwierdzałyby ten stan? Czy jedynym kryterium weryfikacji twierdzeń „pomazańców” ma być mistyczna wiara reszty ich współbraci w coś, czego w żaden sposób nie da się zweryfikować? Czy nie przypomina to wiary w tajemniczą Trójcę lub we wniebowzięcie Marii? Poza tym, skoro już wiemy, że organizacja Świadków Jehowy w żaden sposób nie jest w stanie udowodnić, że jest „organizacją Bożą”, jaki sens ma upatrywanie jedynie w jej szeregach „powołanych” przez Pana? Skoro prawdziwe namaszczenie, jak wynika z cytowanego powyżej wersetu z 1 Listu Jana 2:27 „uczy o wszystkim, co jest prawdziwe, a nie jest kłamstwem”, to jak wytłumaczyć wielokrotne – nie bójmy się tego słowa – kłamliwe „nauczanie” płynące z Brooklynu od rzekomych „pomazańców” mieniących się być obecnie „niewolnikiem wiernym i roztropnym”, składającym się podobno z samych „pomazańców”? A co z niesłusznie wykluczonymi „pomazańcami” takimi, jak Raymond Franz czy Robert King ? Przecież może się okazać, że rzeczywistość wszystkich zaskoczy, jak to zasugerowałem tutaj... Nie dzielmy więc chrześcijan na „namaszczonych” tzw. „pomazańców” i całą resztę, bo jak widać na obecnym etapie kryteriów takiego podziału jasno nie widać, chyba że miałyby nimi być jedynie emocje i odczucia. Ale chyba na nich nie chcemy budować swojej wiary...
Warto przy rozważaniu niniejszego tematu skorzystać z materiału zamieszczonego tutaj, a to z tej przyczyny, że jak z niego wynika, nikt dziś nie ma prawa zwać się pomazańcem, ponieważ jeśli to czyni, naraża się na uzasadniony zarzut bycia antychrystem. Pomazaniec to po prostu Chrystus…
A przecież Jezus ostrzegał przed fałszywymi chrystusami (Mateusza 24:5). Z tego też zapewne powodu pierwsi chrześcijanie nigdy nie mówili o sobie jako o „pomazańcach”, ponieważ byłoby to odebrane jako bluźnierstwo. Czy dziś, tylko z tego powodu, że mija 2000 lat, miałoby być inaczej?