środa, 25 czerwca 2014

Punkt widzenia na punkt siedzenia


Tak to już jest; "gdy rozum śpi, budzą się demony". Choć rośnie liczba świadomych opłakanego stanu rzeczy Świadków Jehowy (ale zaraz potem spada, ponieważ przestają nimi być z własnej woli lub na skutek działań osławionych "komitetów sądowniczych"),  niestety u większości rozum nadal "śpi". Taki marazm podtrzymują we własnym interesie przywódcy WTS, tworząc bzdurne artykuły w stylu powyżej przedstawionego. Niezależnie od tego, czy tzw. pytania czytelników są kreowane przez samych autorów publikacji (o co od dawna ich podejrzewam!), czy też są pytaniami od jakichś rzeczywistych - choć jak widać - niezaradnych (delikatnie rzecz ujmując) czytelników, i tak cel zawiadowców WTS jest osiągnięty. Tego typu pytaniami (i odpowiedziami na nie) podtrzymywany jest mit o "dojrzałości" tzw. "kanału łączności" i potrzebie zwracania się do niego w każdej sprawie o radę, ponieważ przeciętny ŚJ na skutek owego "śpiącego rozumu" nie potrafi podjąć jakichkolwiek poważnych decyzji, nie mogąc bez odpowiednich wytycznych z Brooklynu\Walkill nawet kiwnąć przysłowiowym palcem w bucie.  
Dzierżawcy "prawdy" postanowili łaskawie zająć się tym razem konkretną częścią ciała wykluczonego, który posiada jednakowoż rodziców (lub innych krewnych) i z jakichś powodów pragnie uczęszczać (nadal lub ponownie) na zebrania Świadków Jehowy.  Okazuje się, że choć rodzice nie powinni "niepotrzebnie szukać" towarzystwa swojego dorosłego dziecka, to jednak owoż "złe towarzystwo" jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeistacza się w pożądane podczas "chrześcijańskiego zebrania" pod warunkiem, że ów wykluczony "siedzi cicho"... Strach pomyśleć, co jednak mogłoby się stać, gdyby zaczął siedzieć głośno (????).  Jak wynika z przypisu na dole artykułu, Brooklyn łaskawie uraczył ŚJ jakimś kolejnym "nowym światłem" w rzeczonej sprawie. Zapewne w najbliższych NSK pojawią się dziękczynienia dla Jehowy za to nowe, cudowne rozporządzenie oraz posypią się przykłady powtórnie nawróconych, którym siedzenie - a raczej miejsce, gdzie pozwolono je usadowić - pomogło w ponownym docenieniu "prawdy" i wyrażeniu skruchy.  
Jednak owo odgórne przyzwolenie na zmianę punktu siedzenia nie jest bezwarunkowe - miejsce zajmowane przez wykluczonego nie może nikogo gorszyć! Czy będzie więc dochodzić do sytuacji, w której wykluczony, siadający z przodu Sali Królestwa obok swoich rodziców i stanowiący w tym momencie dobre towarzystwo będzie musiał jednak się przesiąść do tyłu, ponieważ jego punkt siedzenia stał się przyczyną czyjegoś zgorszenia? A co wtedy, gdy osoby siedzące z tyłu Sali, a niebędące członkami rodziny wykluczonego tym bardziej uznają go za niepożądany element? Gdzie biedaczysko ma się wtedy podziać? 
Z niecierpliwością czekam na kolejne szczegółowe wytyczne bruklińskich faryzeuszy w tej i innych sprawach. Była już segregacja rasowa, apartheid, getto ławkowe, czymże więc jest przy tym mniejsza lub większa alienacja osób z przylepioną organizacyjnie etykietą niegodziwca? Wielu z nich "zarobiło" tę etykietę na skutek używania rozumu i budzenia go u współwyznawców. Czyż nie lepiej było trwać we śnie i pozwolić spać innym? W końcu przecież słynna piosenkarka śpiewała, że "najświętszy w życiu jest święty spokój". 
Widać, że demony w tej społeczności nadal mają się dobrze...
"Człowiek zostaje przyjęty do kościoła za to w co wierzy, a wykluczony za to, co wie" - Mark Twain