Strażnica z 15.06.2013 r. utrwala u swych czytelników nieprzejednaną, nienawistna postawę wobec tych, których organizacja uznaje za "zbędny element". Po raz kolejny utożsamia powrót do społeczności z "powrotem do Jehowy". Posługując się jednak poniżej cytowanym przykładem, zaprzecza owej wymyślonej przez siebie koniunkcji. Wystarczy przeczytać uważnie!
W paragrafie 17 artykułu pt. "Dawaj się kształtować karceniu od Jehowy" można przeczytać:
Kolejnym rodzajem skarcenia od Jehowy jest wykluczenie. Chroni ono zbór przed złymi wpływami i może pomóc grzesznikowi zdobyć się na skruchę (1 Kor. 5:6, 7, 11). Robert był poza zborem blisko 16 lat. W tym okresie jego rodzice i rodzeństwo niezachwianie i lojalnie trzymali się biblijnej wskazówki, by nie utrzymywać kontaktów z grzesznikiem, a nawet się z nim nie witać. Kilka lat temu Robert został przyłączony i robi wspaniałe postępy duchowe. Gdy zadano mu pytanie, co skłoniło go, by powrócił do Jehowy i jego ludu po tak długim czasie, odpowiedział, ze wpłynęła na niego postawa rodziny. „Gdyby krewni utrzymywali ze mną choćby nikły kontakt — powiedzmy, interesowali się, jak mi leci — ta mała dawka ich towarzystwa satysfakcjonowałaby mnie; wtedy pragnienie przebywania z nimi zapewne nie stałoby się czynnikiem pobudzającym do powrotu do Boga.
Artykuł nie precyzuje, z jakich przyczyn "Robert był poza zborem". Wychwala ślepe posłuszeństwo członków jego rodziny, które artykuł nazywa "lojalnością" opartą na rzekomo "biblijnych wskazówkach". Ale sam Robert przyznaje, co było rzeczywistą przyczyną jego powrotu. I tu twórcy artykułu wpadli we własną pułapkę. Jeśli bowiem rzeczony Robert rzeczywiście dopuścił się poważnego grzechu, powinno być coś wiadomo o jego skrusze, szczerej modlitwie o przebaczenie i w konsekwencji faktycznym powrocie do Boga, co niekoniecznie musi być tożsame z powrotem do łączności z organizacją, jak tego chce Strażnica. Ale artykuł milczy na ten temat. Robert po prostu szczerze przyznaje, ze zohydzona przez przywódców z Brooklynu nawet zwykła, ludzka życzliwość byłaby wystarczająca, aby nigdzie nie wracał! Jego pragnieniem był ponowny kontakt z rodziną i tylko ten czynnik sprawił, ze Robert ugiął się pod naporem trwającego kilkanaście lat shunningu.
Wygląda na to, że Robert nie czytał jeszcze naszego bloga. Gdyby to bowiem uczynił, wiedziałby, że po pierwsze - powrót do Boga i powrót na łono organizacji to niestety dwie różne sprawy, po drugie zaś - gdyby np. był wykluczony za szczerą miłość do Prawdy (jak setki tysięcy na całej ziemi obecnie), z pewnością nie musiałby wracać ani do Boga (jako że to świadczyłoby o tym, że wcale się od Niego nie oddalił), ani tym bardziej do rzekomej "organizacji Bożej".
Rozpaczliwe próby obrony shunningu połączone z apoteozą organizacyjnego zamordyzmu prowadzą twórców artykułów strażnicowych do absurdu. Czas pokaże, czy zalecana przez nich po raz kolejny postawa aspołeczna (rozbijanie elementarnej komórki społecznej, jaka jest rodzina) oraz szerzenie wrogości wobec tych, którzy porzucili fałszywe nauki Towarzystwa, znajdą wreszcie swój finał w procesach karnych.