czwartek, 26 czerwca 2014

Obalanie mitów - część 2 - Po tym poznają...

Towarzystwo Strażnica bardzo chętnie podkreśla w swoich publikacjach rzekomy fakt posiadania "znaku rozpoznawczego" prawdziwych chrześcijan, tj. miłości, twierdząc, że tylko Świadkowie Jehowy znakiem tym się wyróżniają. Najczęściej na dowód tego twierdzenia przytaczana jest neutralność członków społeczności i - rzeczywiście godna szacunku - zdecydowana postawa w sprawie szkolenia się do wojny i stosowania przemocy. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę codzienne życie - nie warunki ekstremalne - jest już, oględnie mówiąc, różnie. Stosowne będzie w tym miejscu zacytowanie fragmentu słynnego "hymnu o miłości" apostoła Pawła, zapisanego w 1 Liście do Koryntian, rozdziale 13. W wersetach 4 do 8 czytamy, wg Przekładu Nowego Świata:

Miłość jest wielkodusznie cierpliwa i życzliwa. Miłość nie jest zazdrosna, nie przechwala się, nie nadyma się, nie zachowuje się nieprzyzwoicie, nie szuka własnych korzyści, nie daje się rozdrażnić. Nie prowadzi rachunku krzywdy. Nie raduje się z nieprawości, ale się współraduje z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, na wszystko ma nadzieję, wszystko przetrzymuje. Miłość nigdy nie zawodzi. 

Porównajmy te wspaniałe słowa z niektórymi fragmentami literatury WTS:

Za pośrednictwem swego ducha Jehowa ‘przebywa i się przechadza’ wśród pomazańców (2 Kor. 6:16). Nieustannie kieruje swoim ‘wiernym niewolnikiem’ (Mateusza 24:45–47). „Drugie owce” zaś cenią sobie zaszczyt współdziałania z gronem pomazańców (Jana 10:16, Mateusza 25:37–40).
(Strażnica z 1. 11. 2006 r., 1 art. do studium, akapit 11)

Czy można powiedzieć na podstawie powyższego fragmentu, że przywódcy Strażnicy 'nie przechwalają się, nie nadymają, nie szukają własnych korzyści'? Czy próba zaprzęgnięcia Boga do kierowania tzw. "niewolnikiem" nie jest zwykłą uzurpacją i wyrazem niewyobrażalnej pychy?
Prawdziwi słudzy Boży, tacy jak np. Mojżesz, Jeremiasz, Eliasz, Izajasz bronili się przed reprezentowaniem Boga, mimo iz w każdym z tych przypadków to ON sam powoływał ich na swój "kanał łączności". Przywódcy WTS, nie mając najmniejszych uprawnień do przypisywania sobie Boskiego posłannictwa - świadczy o tym choćby niezliczona ilość nieudanych proroctw i fałszywych nauk w ich wydaniu - wmawiają sobie i innym wbrew oczywistym faktom, że są ziemskimi przedstawicielami "Bożej organizacji". Kłamstwo nie ma nic wspólnego z miłością. Jego autorzy rozmijają się z prawdą, a nie - jak mówi apostoł - 'współradują' się z nią. O owym braku miłości prawdy świadczy dobitnie stosunek do jej miłośników, którzy mają odwagę mówić swoim braciom - Świadkom Jehowy - o błędach organizacji. Osoby takie są wykluczane ze społeczności religijnej i objęte bezlitosnym nakazem unikania. Nie wolno ich nawet pozdrawiać. zostaje im przyklejona obrzydliwa etykieta "odstępców" i są "wrzucani do jednego worka" z faktycznymi przestępcami prawa Bożego. Dotyczy to w równym stopniu tych, którzy sami decydują się odejść ze społeczności. Choćby byli nieskazitelni pod względem moralnym, i tak zostaną skojarzeni z grzesznikami wymienionymi w 1 Liście do Koryntian, rozdziale 5. Tak wygląda 'współradowanie się z prawdą' w religii zarządzanej przez zawiadowców z Brooklynu/Walkill trzymających w niewoli miliony ludzi.
Widać z tego, jak "miłość" strażnicowych dogmatyków, wbrew słowom apostoła, bardzo łatwo 'daje się rozdrażnić', a nawet doprowadza ich do gniewu, dając im 'radość z nieprawości', jaką popełniają, prowadząc 'rachunek krzywdy' - oczywiście wyimaginowanej "krzywdy", którą czynią im miłośnicy Prawdy, obnażając ich niecne postępowanie i fałszywe nauki.
Nawet członkowie rodzny mają pod presją organizacyjną stosować się do nakazu tych "piewców miłości". W książce zatytułowanej - o ironio - "Trwajcie w miłości Bożej" - można przeczytać w dodatku na str. 207-209 m.in. następujące zalecenia:


Jak traktować osoby wykluczone
Jak powinniśmy odnosić się do wykluczonego? Biblia mówi, 'żeby przestać się zadawać z każdym, kto jest zwany bratem, a jest rozpustnikiem albo chciwcem, albo bałwochwalcą, albo człowiekiem rzucającym obelgi, albo pijakiem, albo zdziercą —żeby z takim nawet nie jadać' (1 Koryntian 5:11). O kimś, kto „nie pozostaje w nauce Chrystusa", czytamy: „Wcale go nie przyjmujcie do domu ani nie zwracajcie się do niego z pozdrowieniem. Bo kto się do niego zwraca z pozdrowieniem, ten jest współuczestnikiem jego niegodziwych uczynków" (2 Jana 9-11). A zatem nie utrzymujemy z wykluczonym żadnej więzi duchowej ani nie pozwalamy sobie na żadne kontakty towarzyskie. W Strażnicy numer 23 z 1981 roku na stronie 11 powiedziano: „Zwykłe ,dzień dobry' może być pierwszym stopniem, który prowadzi do rozmowy, a w końcu nawet do przyjaźni. Czy zależy nam na tym, żeby zrobić ten pierwszy krok ku wykluczonemu?".
Czy naprawdę musimy wystrzegać się wszelkich kontaktów? Tak, z kilku powodów. Po pierwsze, w ten sposób dowodzimy lojalności wobec Boga i Jego Słowa. Pokazujemy, że jesteśmy posłuszni Jehowie nie tylko wtedy, gdy przychodzi nam to bez trudu, ale również wtedy, gdy nie jest to łatwe. Z miłości do Niego przestrzegamy wszystkich Jego przykazań —mając świadomość, że jest On sprawiedliwy, że nas kocha i że Jego prawa służą naszemu pożytkowi (Izajasza 48:17; 1 Jana 5:3). Po drugie, wystrzeganie się kontaktów z zatwardziałym grzesznikiem zabezpiecza zbór prze duchowym i moralnym skalaniem oraz chroni jego dobre 5:6, 7). Po trzecie, swoim zdecydowanym zasadach biblijnych pomagamy wykluczonemu. Popierając decyzję komitetu sądowniczego, możemy poruszyć serce winowajcy, który dotąd nie zareagował na starania nadzorców. Gdy utraci cenne więzi z bliskimi osobami, być może się opamięta, zrozumie wagę swego grzechu i poczyni kroki, by powrócić do Jehowy (Łukasza 15:17).

Co zrobić, gdy zostaje wykluczony ktoś z rodziny?
Ze względu na silne uczucia rodzinne sytuacja taka może być dla chrześcijanina prawdziwą próbą lojalności. Jak odnosić się do wykluczonego członka rodziny? Nie zdołamy tutaj omówić wszystkich aspektów tej sytuacji, ale przeanalizujmy dwa podstawowe.
Zdarza się, że wykluczony zostaje ktoś z najbliższej rodziny, z kim mieszkamy pod jednym dachem. Wykluczenie go ze zboru nie powoduje zerwania więzów rodzinnych, toteż codzienneżycie może się toczyć normalnym trybem. Niemniej winowajca przez swoje postępowanie zerwał więź duchową łączącą go z wiernymi Bogu członkami rodziny. Nie może więc z nimi uczestniczyć w zajęciach związanych z wielbieniem Boga. Gdyby na przykład był obecny, kiedy rodzina wspólnie studiuje Biblię, nie mógłby brać udziału w dyskusji. Jeśli jednak wykluczone zostaje nieletnie dziecko, rodzice w dalszym ciągu są odpowiedzialni za pouczanie go i karcenie. Mogą zatem postanowić, że będą z nim nadal prowadzić studium biblijne (Przysłów 6:20-22; 29:17)*.
Sytuacja wygląda inaczej, gdy wykluczony zostaje członek rodziny, który z nami nie mieszka. Sprawy rodzinne mogą sporadycznie wymagać nawiązania z taką osobą kontaktu, ale powinien się on sprowadzać do niezbędnego minimum.
Lojalni chrześcijanie nie wynajdują pretekstów, żeby móc przestawać z takim krewnym. Powodowani lojalnością wobec Jehowy i Jego organizacji, popierają biblijny sposób traktowania zatwardziałych grzeszników. Mają przy tym na względzie dobro danej osoby i w rezultacie mogą jej pomóc odnieść pożytek z otrzymanego skarcenia (Hebrajczyków 12:11).

To tylko fragmenty z wielorakich "okólników", które co i rusz pojawiają się w różnych strażnicowych publikacjach, nie mówiąc już o tajnych podręcznikach i listach dla starszych zboru. Nakaz ślepego posłuszeństwa w unikaniu nawet członków najbliższej rodziny z powodu oszczerczo przylepionej "etykietki" odstępcy i przestępcy Prawa Bożego, doprowadzający do niszczenia podstawowej komórki społecznej i rozbijania w jednej chwili wieloletnich przyjaźni, a także - nierzadko - powiązań zawodowych, co w konsekwencji grozi pozbawieniem jednostki w jednej chwili podstawowych środków do życia - wszystko to źle świadczy o "znaku", którym chełpi się WTS i jego fan-club. Jeśli do tego dodać śmierć setek, a może nawet tysięcy niewinnych osób, w tym dzieci, z powodu polityki organizacji w sprawie transfuzji krwi - zabiegu medycznego, który choć niesie z sobą pewne niebezpieczeństwa, bywa jednak czasami jedynym ratunkiem, a któremu WTS na skutek przeinterpretowania Pisma Świętego nadał charakter "grzechu śmiertelnego"  - okazuje się, że "miłość" w wydaniu religii Świadków Jehowy ma raczej więcej wspólnego z inkwizycją, niż z pięknym opisem pochodzącym z 1 Listu do Koryntian. 
"Człowiek zostaje przyjęty do kościoła za to w co wierzy, a wykluczony za to, co wie" - Mark Twain